Reżimowa gazeta nazywa prezydenta USA „ohydnym przestępcą” po tym, jak Trump nazwał Kima „niskim i grubym”, a Koreę „okrutną dyktaturą”.
Od tygodni amerykańska dyplomacja działa tak, jakby puszczała mimo uszu deklaracje swojego prezydenta.
Ri Chun Hi od dziesięcioleci ogłasza w koreańskiej telewizji przełomowe momenty. Reżim nazywa ją „bohaterką narodu”.
Najnowsza próba jądrowa, już szósta z serii, wygląda na wiadomość wysłaną nie tyle do Ameryki, ile do Chin.
Kim nie ma zamiaru się zatrzymywać, bo jedynie rakiety różnych zasięgów i głowice z ładunkami jądrowymi zapewniają mu zupełną nietykalność.
Jak to się dzieje, że filmowcy wciąż przyjeżdżają do odciętej od świata Korei Północnej? Oni chcą opowiedzieć prawdę o reżimie, a reżim chce za ich pośrednictwem zafałszować prawdę o sobie.
Media w USA na potęgę publikują instrukcje postępowania w razie ataku bronią jądrową. Przesada czy uzasadniona potrzeba?
Waszyngton zamyśla o eskalacji napięcia, aby wytrzymałość Chin na destabilizację przekroczyła próg, za którym zmuszą Kima do zamrożenia budowy swoich bomb i rakiet.
Amerykańsko-koreański pojedynek na miny nie ustaje. Czy zapowiedziane przez Donalda Trumpa „furia i ogień” to faktycznie tylko zagrywka negocjacyjna?