Po zmroku, ale nie po to, by coś skrywać, Kim Dzong Un pokazał masę nowego uzbrojenia albo jego makiet. Świecące w nocy samoloty to wszystko, na co go stać w lotnictwie, ale broń lądowa i rakiety budzą grozę.
To element trwającej od miesięcy eskalacji. Eksperci nie wykluczają, że będzie postępować i możliwe są kontrolowane wymiany ognia.
Żadna to tajemnica, że Kim Dzong Il miał kolekcję kaset do pozazdroszczenia, Józef Stalin mógł godzinami siedzieć przed ekranem, a Adolf Hitler cenił propagandową siłę filmu.
Są spekulacje o chorobie i rekonwalescencji po operacji, sytuacji zagrażającej życiu, śmierci albo zwykłej kwarantannie na południu kraju w związku z epidemią koronawirusa.
Kim Dzong Un może sobie strzelać do woli, robił sceny już wielokrotnie, wojny dotąd z tego nie było i pewnie nie będzie. Konsekwentnie się też zbroi, by mieć jeszcze silniejszą pozycję. Pytanie tylko, po co mu ona, skoro nie jest gotowy na żadne kompromisy?
Dlaczego amerykański prezydent spotkał się z przywódcą Korei Północnej? Odpowiedź jest w zasadzie prosta.
Czy Kim Dzong Un zostanie Łukaszenką Dalekiego Wschodu? Przywódca Korei Północnej przyjechał do Władywostoku, by spotkać się z Władimirem Putinem. Występuje w roli petenta i pilnie potrzebuje wsparcia, choćby rosyjskiego.
Reanimacja miejsca służącego do prób silników rakietowych i wystrzeliwania satelitów wygląda na odpowiedź Kim Dzong Una na nieudany zeszłotygodniowy szczyt z Donaldem Trumpem.
Nic konkretnego – to efekt drugiego szczytu Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem. Prezydent USA i przywódca Korei Północnej skrócili szczyt w Hanoi. Nie zjedli wspólnego lunchu, a trudno o bardziej wymowny dowód braku dobrej woli. No i nic nie podpisali.