Wysłanie północnokoreańskich żołnierzy na front ukraiński świadczy o tym, że Kim Dzong Un próbuje zmienić patrona. I trochę zarobić. Co na to Korea Południowa?
Donald Trump jest rzecznikiem izolacjonizmu, protekcjonizmu w handlu i porzucania międzynarodowych porozumień. Ma też inklinacje do patrzenia na świat przez pryzmat osobistych kontaktów z innymi przywódcami.
Zełenski chce, żeby Chiny zdyscyplinowały sojuszników z Rosji i KRLD. Pekin faktycznie jest najsilniejszym wierzchołkiem tego antyzachodniego trójkąta.
Kim Dzong Un stoi przed olbrzymią szansą. Wielka wojna w Europie wyciągnęła satrapę z prowincjonalnego państwa na pierwszą linię światowej polityki. Chiny też mają powody do niepokoju.
Południe ma oddelegować nad Dniepr siły, które zajmą się szerzeniem defetyzmu w szeregach kontyngentu Północy. Sięgną po rozwiązania przygotowane na wypadek starć koreańsko-koreańskich, które przez Putina przenoszą się na drugi koniec Eurazji.
Kim Dzong Un w czasie 12 lat panowania miewał różne okresy. Zamykał się i otwierał. Raz straszył rozpętaniem wojny nuklearnej, kiedy indziej spotykał się i snuł plany z prezydentem USA Donaldem Trumpem i prezydentem Południa Moonem Jae-inem. Teraz jest w stuporze, ogłasza koniec myślenia o zjednoczeniu i wieczną wojnę.
Tak oto dwóch pariasów, poddanych infamii i sankcjom, łączy siły, by wzbudzić niepokój otoczenia, odciągnąć amerykańską uwagę od Ukrainy i niewielkim kosztem znacząco wesprzeć partnera.
Władimir Putin podczas wizyty w Pjongjangu podpisał z Kim Dzong Unem traktat, który czyni z Północy najbliższego partnera Rosji. Kim zyskuje nowe możliwości, ale czy Rosji opłaca się robić sobie nieprzyjaciół na Dalekim Wschodzie?
Wniosek o areszt dla posła Marcina Romanowskiego; nowelizacja o NCBiR niekonstytucyjna – uznał Trybunał Julii Przyłębskiej; sejmik małopolski nie wybrał marszałka; walka o pomnik w Rzeszowie; wizyta Putina w Korei.
Wspólnota Zachodu patrzy z niepokojem na wizytę Putina w Korei Północnej. Amunicja wysłana stąd na front w Ukrainie zwiększy możliwości rosyjskiej armii. A jest jeszcze ktoś, kto obrazy z Pjongjangu przyjmuje z niepokojem i zadrą w sercu.