W dniu wizyty w Kijowie o Morawieckim i Kaczyńskim wyświetlono 5 mln postów w samym Telegramie. Krótko przed wyprawą nie mówił o nich nikt.
Kolejny dzień, a Rosjanie nie odpuszczają. Wygląda na to, że bardziej przejmują się brakiem McDonalda, coca-coli i Instagrama niż tysiącami zabitych.
Kijów się broni, nie odpuszcza. Nie udało się rzucić stolicy na kolana. Czy miasto zostanie zniszczone? Wciąż nie potrafię sobie tego wyobrazić. Jakby ktoś wyrwał z mojego życia wielki i ważny kawałek.
Putin nazwał Ukrainę częścią rosyjskiej historii, sztucznym tworem ustanowionym przez bolszewików. Niezależna państwowość Ukrainy kwestionuje bowiem istnienie Rosji jako imperium.
Zajęcie Kijowa ułatwiłoby instalację marionetkowych władz zgodnie ze starą, jeszcze sowiecką strategią. Według niej okupację trzeba przypudrować jakąś dekoracją, wasalnym niby-rządem.
Rosjanie oficjalnie ogłosili, że wstrzymali działania bojowe, bo czekają na ukraińską odpowiedź w sprawie negocjacji. Ale to oczywiście guzik prawda, żadnych działań nie wstrzymali nawet na minutę.
W sondażach idzie łeb w łeb z Tymoszenko i liderem Okeanu Elzy, Wakarczukiem. I pokazuje, że ma ciągoty do oświeconego autorytaryzmu.
Moskwa ostrzega, że Ukraina jest na krawędzi wojny domowej. Tę wojnę prowokuje sama Rosja, wysyłając „zielonych ludzików” do miast wschodniej Ukrainy, koncentrując wojsko nad granicą, popierając akty anarchii i wandalizmu w obwodzie donieckim. Czy Putin tolerowałby podobne „akcje obywatelskie” na terytorium Rosji, np. na Kaukazie lub Syberii?
Zadziwiająca, dawno niespotykana zgodność polskich polityków w sprawie Ukrainy. Polska chce sankcji, Europa mocno wspiera.
Mimo porywających scen z Majdanu Ukraina znów przegrała swoją szansę.