Były bydlęce wagony i numery. Tortury, przymusowa praca, epidemie – i być może nawet 300 tys. zabitych i zmarłych z wycieńczenia. Siedem lat po drugiej wojnie światowej Brytyjczycy urządzili na terenie dzisiejszej Kenii obozy koncentracyjne.
Czy da się rządzić państwem za pomocą Twittera? Na przykład z ławy oskarżonych w innym kraju? Albo z więzienia? Kenijczycy wcale nie żartują, gdy zadają te pytania przed wyborami, które odbędą się już 4 marca.
Piraci wyławiają najcenniejsze ryby mórz i niszczą tradycje rybackie wielu krajów świata. Niektóre kraje afrykańskie padają ofiarą międzynarodowych kłusowników, bo słabo strzegą swoich wód.
W Kenii wybuchła niebezpieczna mieszanka: populizmu, żądzy władzy, korupcji i plemiennej polityki.
Po niedzielnych wyborach prezydenckich Kenię zalała fala przemocy. Zwolennicy zwycięskiego prezydenta Kibaki ścierają się ze zwolennikami przywódcy opozycji Raila Odingi, zarzucając zwycięzcy oszustwa wyborcze.
W patriarchalnej Kenii maltretowane przez mężów kobiety uciekły ze swoich domów i założyły wspólnotę. Na skrawku jałowego pola zbudowały kilka chatek z gliny i nazwały swoje nowe miejsce Umoja – w języku swahili oznacza to jedność.
Gdyby konsul generalny Julian Bradley wziął udział w spotkaniu na piątym piętrze, gdzie eksplozję odczuto najsłabiej, byłby żył. Gdyby jego syn Jay nie dostał w ambasadzie wakacyjnej pracy, lecz wyjechał do kraju, też by żył. Zginęli jak kilku innych Amerykanów i około 240 Kenijczyków oraz 10 Tanzańczyków.