Na początku listopada wypada rocznica Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. W PRL miasta i wsie dekorowano czerwonymi flagami, w szkołach i zakładach odbywały się upamiętniające akademie, a w telewizji nadawano relacje z monumentalnych defilad wojskowych w Moskwie.
Przyjaciele mają swoje wewnątrzprzyjaźniowe zwyczaje i rozrywki, które innym mogą wydać się głupie, pretensjonalne albo nudne; z Radkiem od lat gramy w Vermeery.
Najpierw trzeba stworzyć tajny alfabet, w którym będziemy mogły pisać do siebie listy. Litery mogą być inspirowane językiem chińskim albo mieć kształt figur geometrycznych. Kartkę ze znaczeniami trzymamy w pudełku na biurku lub w pamiętniku. Byle nikt się nie dowiedział.
Zaniepokojeni mieszkańcy New Jersey zadzwonili po policję. Młody stróż prawa wylegitymował osobnika przy świadkach i okazało się, że jest to... Bob Dylan. Czyli raczej legenda, a nie włóczęga, czyli – chcąc nie chcąc – Ktoś.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności pierwsze dni polskiej złotej jesieni spędziłem w towarzystwie pochodzącej z rumuńskiego Banatu niemieckiej pisarki Herty Müller.
Jerzy Andrzejewski napisał kiedyś książkę „Wielki lament papierowej głowy”. A oto po latach ja postanowiłem napisać jej nową wersję.