Druga wojna światowa w pamięci Europejczyków jest okrutnym śladem, koszmarem, który zabrał miliony istnień ludzkich. Ale czy wszędzie tak było? Czy wszystkie kraje europejskie straciły, czy wszystkie z nich poddały się Hitlerowi lub Stalinowi?
Na premierze „Święta wiosny” w Théâtre des Champs-Élysées zjawiła się cała paryska śmietanka. I, jak to zwykle bywa przy okazji takich wydarzeń, wieczór został szczegółowo opisany przez pamiętnikarzy epoki. Niestety, poszczególne wersje nawzajem sobie przeczą.
Scena rozgrywa się w Kijowie, gdzie mam przesiadkę i muszę spędzić noc w hotelu na lotnisku.
Miło jest pisać o nobliwych kobietach, dzięki którym zmieniała się historia Warszawy.
Podczas niedawnego, odbywającego się na Śląsku, festiwalu kultury Ars Cameralis moją uwagę, nie tylko z racji obowiązków moderatora, przykuła dyskusja poświęcona życiu i twórczości Louisa Ferdinanda Céline’a.
To będzie lekki felieton karnawałowy o napoju z bąbelkami.
A wiedzę o prowincji czerpać będą nie ze Świętych Ksiąg, nie ze znaków na ziemi i niebie, jeno z serialu „Dom nad rozlewiskiem”, stworzonego przez demiurgów masowej wyobraźni i wyświetlanego na plazmach gorejących w niedzielny wieczór.
Był koniec września. Na lotnisku w Keflaviku wsiedliśmy do małego samolotu grenlandzkich linii lotniczych. My i kilku Eskimosów oraz piloci i stewardesa. I na pokładzie zaczęło się robić bardzo wesoło.
Obchodzimy właśnie 91 rocznicę nadania praw wyborczych kobietom w Polsce. Nadal są tacy, którzy twierdzą, że był to prezent za dobre zachowanie na I wojnie światowej. Byłyście, drogie panie, takie grzeczne, tak ładnie opatrywałyście rany, to sobie teraz idźcie podemokratyzować. A figę. Nic nie dostałyśmy w prezencie, to nie bombonierka i kwiatek. Wszystko wywalczyłyśmy, i to przez lata.
Zeszłoroczne śniegi, deszcze sprzed lat, szarość pewnego grudniowego wtorku 1986, upał i naświetlone słońcem kartki dziennika pisane na plaży (Hel 1995). Cały ten dzień spędzony z kimś dawno zapomnianym. A właściwie nie – dzięki dziennikowi wcale nie zapomnianym.