Główną winną na długiej ławie oskarżonych jest nasza bylejakość.
Zwycięzcą piątej edycji Nagrody Architektonicznej zostało, właściwie jednogłośnie, Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach. Czym sobie zasłużyła na najwyższe wyróżnienie katowicka realizacja? Wyjaśnia w swoim tekście Piotr Sarzyński.
Nagrodę co roku wręczamy w wyjątkowych okolicznościach. Tym razem gala odbyła się 7 czerwca w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zobaczcie, jak przebiegła nasza uroczystość:
28 stycznia 2006 r. wydarzyła się największa w dziejach Polski katastrofa budowlana. Wszystko w tej sprawie poszło nie tak.
150 lat Katowic to może nie za wiele w porównaniu z sędziwymi grodami. Ale mało jest w Polsce miast, które od kołyski hołubił wielki przemysł. Ten związek na dobre i złe od początku zapowiadał się jak niezły kryminał.
Budowa metra w stylu w warszawskim doprowadziłaby inne polskie miasta do bankructwa. Są jednak tańsze rozwiązania, nad którymi warto pomyśleć, póki mamy do dyspozycji unijne pieniądze.
Z zewnątrz wyglądało ładnie: elewacja, zadbany budynek. Dopiero kiedy wybuch gazu rozerwał kamienicę w centrum Katowic, odsłoniły się głęboko skrywane problemy.
Śląsk jest dla polityków łakomym kąskiem. Ale trudnym do rozgryzienia.
Katowice to mniejszy organizm w większym, a równocześnie większe miasto składające się z mniejszych miasteczek.
W swojej niespełna 150-letniej historii Katowice były germanizowane, polonizowane, w czasie ostatniej wojny ponownie ostro niemczone i – na powrót polszczone po jej zakończeniu.
Katowice chcą zerwać z wizerunkiem miasta kopalnianych wież i przekonać, że są „miastem ogrodów” oraz sercem wielkiej, nowoczesnej Metropolii Silesia. Nieistniejącej.