Amerykański profesor Wiesław Binienda, autor prywatnej symulacji katastrofy smoleńskiej, wyjechał z Polski ze współczuciem. Dla zmuszonych tu żyć.
Zamach w Smoleńsku jest już tak pewny, że teraz to Donald Tusk musi udowodnić, że go nie było, a on sam jest niewinny.
Katastrofa smoleńska podzieliła nawet polskich motocyklistów. Ci wierni Radiu Maryja odeskortowali kopię obrazu Matki Boskiej z Jasnej Góry do sanktuarium w Gietrzwałdzie.
Do sporu o przyczyny i okoliczności katastrofy smoleńskiej coraz głośniej przyłączają się naukowcy różnych dziedzin. Jak należy rozumieć ich postulaty?
Najważniejszy w końcu okazał się wrak. Ważniejszy niż pamięć o tych, którzy dwa lata temu zginęli, niż żałoba i żal, może nawet ważniejszy niż ów Wielki Projekt Polska, który Jarosław Kaczyński próbował przedstawić 10 kwietnia.
Ruchy i organizacje stawiające sobie za cel krzewienie myśli i kontynuację dzieła prezydenta Lecha Kaczyńskiego trudno zliczyć. Mają tę przewagę nad partiami, że finansować je może każdy i bez ograniczeń. Chociaż większość z nich to tak naprawdę przybudówki PiS.
Zwykło się mawiać, że im dalej w las, tym więcej drzew. Wydaje się jednak, że nam przydarza się właśnie sytuacja odwrotna – im dalej w las, tym mniej drzew.
Dla prawicy katastrofa smoleńska to niekończąca się historia, której każdy szczegół jest w stanie obalić wszystkie dotychczasowe ustalenia.
„Gazeta Polska” wytyka dziennikarzom i publicystom „Rzeczpospolitej”, że lansują nieprawdziwy obraz przyczyn katastrofy smoleńskiej, czytaj: nie wierzą w zamach.
Edmund Klich przestał być przewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Sławomir Nowak, minister transportu, przy którego urzędzie ta komisja działa, dopełnił jedynie formalności.