Ekipa PiS poświęca ochronę środowiska na rzecz swoich interesów nie tylko w skali makro na szczycie w Brukseli. Ekologia najpewniej przegra z wymiernym i politycznym zyskiem także w skali makro – w Tatrach.
W imię narodowej retoryki i wyborczych interesów PiS skarb państwa zapłacił zagranicznemu funduszowi inwestycyjnemu za kolejkę na Kasprowym Wierchu dwukrotnie więcej (prawie 200 mln zł), niż swego czasu wart był przedmiot transakcji.
W historii przejmowania Polskich Kolei Linowych – a zwłaszcza infrastruktury Kasprowego Wierchu – najważniejsze (prócz ceny i nakręcania bębenka) jest to, co oznacza to dla przyszłości świętej góry polskich narciarzy.
Tatrzański Park Narodowy ruszył do ofensywy. Cel jest prosty: zdobycie Kasprowego Wierchu. Dla siebie i polityków PiS, którzy od dawna gardłują, że góra powinna wrócić w polskie ręce.
Partia rządząca rozpoczęła zapowiadaną od dawna operację „Kolej linowa na Kasprowy Wierch wraca w polskie ręce”. Tyle że używa metody „na wydrę”.
Aleksander Bobkowski był dla Zakopanego tym, kim Eugeniusz Kwiatkowski dla Gdyni. Dzieło jego życia – kolejka linowa na Kasprowy Wierch – obchodzi jubileusz 80-lecia w atmosferze równie nerwowej, jak w chwili powstania.
Perturbacje i spory wokół Kasprowego Wierzchu oznaczają dalszą zwłokę w ustaleniu, czym ma być „święta góra polskiego narciarstwa”. Niczego dobrego to nie wróży.
Walka o Kasprowy Wierch wkroczyła w kolejną fazę. Po stronie zwolenników rozbudowy kolejki linowej stanął sam prezydent Kaczyński. To on przetnie wstęgę. Tymczasem przeciwnicy projektu za nic mają szczyty władzy w walce o swoją górę.