Wyjątkowo zła atmosfera panuje przed inauguracją roku szkolnego. Tradycyjne tematy tego czasu – zaopatrzenie w podręczniki i remonty szkół – nie budzą dziś emocji. Problemem numer jeden są niezrealizowane podwyżki nauczycielskich płac.
Zakończenie roku szkolnego odbywało się w atmosferze rozgoryczenia i zniechęcenia. Wciąż bowiem nie wiadomo, kiedy nauczyciele dostaną podwyżki wynikające ze znowelizowanej Karty oraz ile dokładnie dostaną?
W ostatnich dniach maja dwudziestu nauczycieli zwróciło się do rzecznika praw obywatelskich o wystąpienie w obronie tej grupy zawodowej. Chodzi o 6–7 tys. osób zaangażowanych w zdobywanie stopni specjalizacji, którym z dnia na dzień powiedziano: państwu już dziękujemy, bawiliście się na własny koszt i ryzyko. Teraz obowiązuje nowa Karta Nauczyciela: żadnych specjalizacji, inne zasady awansu.
Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zapis w Karcie Nauczyciela mówiący, iż kobiety w tym zawodzie przechodzą na emeryturę pięć lat wcześniej niż mężczyźni – czyli w wieku 60 lat – jest dyskryminacją. Ale większość kobiet, pytanych przez ośrodki badania opinii publicznej, prawo do wcześniejszej emerytury – zagwarantowane dziś kodeksem pracy – uważa za przywilej. Skąd ta różnica ocen? Dlaczego skrócenie kariery zawodowej i przejście na głodową zwykle emeryturę jest postrzegane jako historyczna zdobycz polskich kobiet?
Rząd skierował do Sejmu projekt nowelizacji Karty Nauczyciela. Jeśli ustawa zostanie przyjęta, nauczycielskie płace wzrosną już od stycznia dwutysięcznego roku średnio o 150 zł. Dalszy awans materialny będzie wynikał z nowych zasad awansu zawodowego.