Sumień polskich duchownych nie rani wzywanie do łamania konstytucji. Nie widzą też nic zdrożnego w szydzeniu z zasad Unii i równoczesnym sięganiu po pieniądze z jej kasy.
Działaczka antyaborcyjna Kaja Godek forsuje zakaz marszów równości pod tęczowymi flagami. Do podpisywania petycji w tej sprawie włączają się już księża rzymskokatoliccy.
Działaczka antyaborcyjna Kaja Godek jest oburzona faktem nękania jej przez służbę zdrowia ze względu na posiadane poglądy.
„Spalę was albo wysadzę w powietrze!” – krzyczał uzbrojony mężczyzna, który wdarł się na oddział położniczy Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Na sejmowym afiszu znów zagościło aborcyjne przedstawienie. Inaczej się tego nazwać nie da; wszyscy doskonale wiedzą, że parlament nie ruszy na poważnie tego tematu i żadnej zaostrzającej ustawy nie uchwali. Nie chce tego na serio ani Kościół, ani Jarosław Kaczyński.
Władza pokazała, ile dla niej znaczą obywatelskie inicjatywy. Bardzo ważne i drażliwe kwestie społeczne, o których powinno się poważnie dyskutować, zostały kompletnie strywializowane.
Nawet gdyby w swoim zaślepieniu wystarczająco wielu posłów zagłosowało za projektem Kai Godek, społeczny gniew nie rozejdzie się po kościach. Nałoży się na i tak już pobudzone emocje.
Na zdalnym posiedzeniu Sejmu w środę posłowie zajmą się ustawami dotyczącymi m.in. zakazu aborcji, mienia pożydowskiego i karania za edukację seksualną. Projekty nie są dla PiS wygodne, ale czas mu sprzyja.
Ogólnopolski Strajk Kobiet i Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny organizują protest przeciwko projektowi zakazu aborcji, którym Sejm zajmie się 15 kwietnia. Ponieważ w czasie pandemii duże zgromadzenia nie są możliwe, akcja ma charakter rozproszony.
Czy rządzący chcą nam zafundować teraz gwarantowany konflikt społeczny i pewną awanturę? Nie założyłabym się, że nie. Byłaby w tym nawet jakaś piekielna logika.