Pytania o moralność i etykę nauki, stawiane przez Delpy jako reżyserkę i scenarzystkę, wydają się wtórne.
Fabuła posuwa się leniwie w wakacyjnym tempie, żarty polegają głównie na prawieniu uszczypliwych uwag i większych ambicji niż złośliwy portret patologicznych domowych relacji nie należy się spodziewać.
Smutne jest to, że od strony inscenizacyjnej, operatorskiej, jak również aktorskiej film Delpy wypada znacznie gorzej od „Dyktatora”. A to grzech naprawdę ciężki.