Kiedy w połowie grudnia 1995 r. w Paryżu trzej bałkańscy liderzy: Slobodan Miloszević, Franjo Tudjman i Alija Izetbegović, składali podpisy pod dokumentem pokojowym, kończył się najkrwawszy z jugosłowiańskich konfliktów, wojna w Bośni. Po 10 latach widać prawdziwych wygranych. I problemy, które pozostały.
Kiedy w październiku 2000 r. padł reżim Miloszevicia, Serbowie uwierzyli, że oto otworzyło się niebo. Mieli wprawdzie świadomość, że po latach marginalizacji nie będzie łatwo wrócić do dobrego towarzystwa i do europejskich standardów życia. Ale co innego wiedzieć, a co innego doświadczyć tego na własnej skórze.
Film debiutanta Danisa Tanovica „Ziemia niczyja”, produkcja internacjonalna, zdobył międzynarodowe nagrody oraz amerykańskiego Oscara za film zagraniczny i uzyskał aprobatę krytyki. Rzeczywiście przynosi on obraz wojny dotychczas w kinie niespotykany.
Jak piłkarze podzielili Jugosławię
Prezydent Jugosławii Vojslav Kosztunica i prezydent Czarnogóry Milo Dżukanović podpisali umowę o powołaniu państwa Serbia i Czarnogóra. Jugosławia, po ponad 70 latach istnienia, znika z mapy świata. Być może tym razem na zawsze.
12 lutego rozpoczyna się dyptyk procesowy ze Slobodanem Miloszeviciem w roli głównej – najpierw będzie on odpowiadał przed haskim trybunałem za serbskie zbrodnie w Kosowie, a następnie za wojnę w Chorwacji i Bośni i Hercegowinie. Wprawdzie opinia publiczna już dawno uznała Miloszevicia za winnego tragedii byłej Jugosławii, to jednak udowodnić mu kierownicze sprawstwo zbrodni będzie niezwykle trudno.
Brytyjski sędzia Richard May w Hadze pyta beznamiętnym głosem: „Czy przyznaje się pan do winy?” Zamiast odpowiedzieć oskarżony Slobodan Miloszević mówi, że jego proces służy jedynie „fałszywemu uzasadnieniu zbrodni NATO” w Jugosławii. Ale procedura karna przewiduje wypadek krnąbrnego zachowania oskarżonego. Odpowiedź nie na temat oznacza tyle, że podsądny nie przyznaje się. Bezprecedensowy proces – po raz pierwszy przed sądem międzynarodowym staje przywódca obcego państwa – burzy nasze wyobrażenia o suwerenności państwa i zagraża na przyszłość krwawym dyktatorom, przynajmniej pomniejszym.