Taktyka tracącego popularność prezydenta USA zmierza, podobnie jak w kampanii w 2016 r., do umocnienia poparcia twardego trzonu swego elektoratu, zwłaszcza rasistów z Południa.
Kandydat demokratów na prezydenta po raz kolejny popisał się werbalnym rozmemłaniem. Popełnił gafę wyjątkowo niemądrą i szkodliwą, bo obraźliwą dla Afroamerykanów.
Jedno jest pewne – jeżeli sprawa zaszkodzi Bidenowi w wygraniu tegorocznych wyborów, to nie tyle on sam, ile przede wszystkim jego partia będzie za to odpowiedzialna.
Joe Biden zdecydowanie wygrał prawybory w kolejnych stanach (Missisipi, Missouri, Idaho, Michigan, Waszyngton i Północna Dakota) i jest już bezapelacyjnym faworytem wyścigu.
Ameryka to jednak jest kraj dla starych ludzi. Przynajmniej na szczytach władzy.
Raz jeszcze się okazało, że w amerykańskiej polityce trzeba uważać z pochopnymi przewidywaniami. Zwłaszcza w czasach populistycznych rewolucji.
Dobra wiadomość dla demokratów po prawyborach w New Hampshire jest taka, że udało się policzyć głosy i wiadomo, kto wygrał. I na tym, niestety, pocieszające newsy się kończą.
Zwycięzca w pierwszych prawyborach zyskuje zwykle psychologiczną przewagę nad rywalami. Fiasko kompromituje organizatorów, a skutki są fatalne dla całej Partii Demokratycznej.
Biden krytykuje Trumpa za zlikwidowanie Sulejmaniego, Trump replikuje, że Bidenowie prowadzili na Ukrainie niejasne interesy. Różni ich wiele, ale jest kwestia, w której mówią jednym głosem.
Gdy się śledzi polskie media, odnosi się wrażenie, że Trump ma przechlapane i może zapomnieć o reelekcji. W rzeczywistości trudno cokolwiek przewidywać. Jest nawet prawdopodobne, że znów wygra.