Osobiste doświadczenie koronawirusa nie ograniczyło beztroski Donalda Trumpa. Może jednak zdecydować o wyniku wyborów.
Autodestrukcyjne zachowanie, niedawna seria blamażów i w końcu choroba Donalda Trumpa sprawiają, że jego szanse na reelekcję, jeśli mierzyć je sondażami, topnieją w oczach.
Zamiast racjonalnej konfrontacji poglądów debata prezydencka w USA przekształciła się w pyskówkę, w której dominowały brutalne personalne ataki i wymiana obelg.
Szok i niedowierzanie wywołał artykuł w „The Atlantic”. Jego autor podał, że Trump obraził żołnierzy poległych w wojnach, wyrażając pogardę dla ich poświęcenia.
Dwa dni po Trumpie Kenoshę, która ostatnio stało się widownią najbardziej dramatycznych zamieszek rasowych, odwiedził kandydat demokratów do Białego Domu Joe Biden.
Postać Trumpa, którego należy odsunąć od władzy, dominowała jako jednoczący obiekt ataku na zakończonej w piątek przedwyborczej krajowej konwencji Partii Demokratycznej.
Polityka dostosowuje się do przemian w USA. Kamala Harris z Kalifornii jest pierwszą w historii kraju czarnoskórą kandydatką na wiceprezydenta u boku demokraty Joego Bidena.
Wysłanie policyjnych sił federalnych do miast i stanów rządzonych przez opozycję to złowrogi sygnał tego, co mogłoby nastąpić po wyborach 4 listopada, gdyby nie wygrał ich Trump.
Wyraźnie spadające notowania Donalda Trumpa wymuszają pytanie: czy obecny kształt polskiego sojuszu z Ameryką będzie do utrzymania za prezydentury Joe Bidena?
Joe Biden, który sam był wiceprezydentem Baracka Obamy, obiecał już dawno, że obsadzi w tej roli kobietę. Jest całkiem prawdopodobne, że będzie to Afroamerykanka.