Ekipa Joe Bidena od początku podkreśla, że w odróżnieniu od Donalda Trumpa nie będzie obojętna, kiedy rządy innych krajów, zwłaszcza sojuszniczych, odchodzą od norm demokratycznych.
Administracja Bidena nasiliła starania, aby przekonać do szczepień najbardziej opornych Amerykanów. W akcję włączają się pastorzy, lokalni liderzy, a nawet mąż wiceprezydentki Kamali Harris.
Demokratyczna administracja Bidena liczy się z lobby amerykańsko-żydowskim, tym bardziej że jej pozycja jest dość krucha – wspiera ją minimalna większość w Kongresie, którą może stracić już w przyszłorocznych wyborach.
Komentarze w rosyjskich mediach po genewskim szczycie prezydentów Rosji i USA są dość powściągliwe. Nie ma w nich triumfalizmu, a dominuje raczej ulga.
Szczyt w Genewie był faktem dyplomatycznym, ale w większym stopniu wydarzeniem ze sfery politycznego piaru. Obaj prezydenci chcieli tego spotkania, bo go potrzebowali z troski o swój wizerunek w oczach opinii publicznej.
Z perspektywy Kremla idealnie byłoby, gdyby w relacjach z Rosją administracja USA kierowała się logiką Kissingera. Czyli żeby wartości i prawa człowieka nie przysłoniły nagich interesów bezpieczeństwa. Piłka jest po stronie Amerykanów.
Szczyt Biden–Putin w Genewie tworzy błędne wrażenie równowagi między mocarstwami. I pośrednio autoryzuje rosyjski reżim.
Trump pragnął rozpadu UE, a Biden na każdym kroku opowiada, jak mocno ją popiera. Ale chce wciągnąć Europejczyków do ostrej rywalizacji z Chinami, co budzi we wspólnocie mieszane reakcje.
Po szczycie NATO w Brukseli. Joe Biden zareklamował odnowienie transatlantyckiego przymierza i uratował wizerunek Andrzeja Dudy. Sojusz czeka jednak poważna dyskusja o Chinach, modernizacji i – jak zawsze – o pieniądzach.
Inaczej niż Donald Trump Joe Biden nie zaostrzał potencjalnych sporów w łonie wspólnoty atlantyckiej i podkreślał konieczność solidarnych działań w walce z globalnymi wyzwaniami.