Aleksandr Łukaszenka dostrzegł we współpracy z szefem Grupy Wagnera szansę na pozyskanie kolejnych źródeł dochodu. Czy nową ziemią obiecaną będzie dla nich Zimbabwe?
Zduszenie buntu Prigożyna nie rozwiązało problemów Kremla. W niecałe trzy tygodnie od rokoszu wagnerowców elitami wojskowymi wstrząsnął skandal wywołany zawieszeniem gen. Iwana Popowa, dowódcy jednej z najlepszych formacji zaangażowanych na froncie w Ukrainie.
Coraz więcej wskazuje na to, że słynni buntownicy z rosyjskiej historii nie znaleźli w Jewgieniju Prigożynie godnego naśladowcy. Raczej karykaturzystę.
Aleksandr Łukaszenka dużo ryzykuje, przyjmując na Białorusi Jewgienija Prigożyna i jego najemników. Ale również w Warszawie zabłysły kontrolki ostrzegawcze.
Bunt Jewgienija Prigożyna na razie zmienił niewiele. Wojna trwa, front się trzyma, Władimir Putin rządzi, jak rządził. Tylko pytanie: jak długo jeszcze?
Jewgienij Prigożyn jest skończony, ale prawdopodobnie wciąż żywy. Jego historia i historia jego przewrotu to przypuszczalnie pokaz niekompetencji niegdyś bardzo renomowanej służby specjalnej.
Trudno jest zrozumieć dziwny bunt Jewgienija Prigożyna. Ale gdyby się nieco cofnąć w czasie, łatwo uchwycić tę rosyjską specyfikę –państwa, w którym wiele rzeczy jest iluzją. Dlatego dziś dokonamy pewnej podróży w czasie.
Szkolenia żołnierzy innych państw, doradztwo wojskowe, walki z organizacjami paramilitarnymi, ale też wydobycie złota, prowadzenie browaru i handel tanią wódką – to wszystko robi zagranicą Grupa Wagnera. Jak długo jeszcze?
Zbrojny bunt Jewgienija Prigożyna obserwował w napięciu cały świat. Najemnicy z Grupy Wagnera zatrzymali się ledwie 200 km od Moskwy. Teraz kolej na ruch Władimira Putina. Ma jeszcze siłę, by przykręcić śrubę?
W czasie buntu Prigożyna doszło do zestrzelenia aż sześciu śmigłowców, w tym dwóch szturmowych: Ka-52 i Mi-35. Rosyjskie śmigłowce szturmowe to kolejna niezwykle rozczarowująca rosyjska broń. Są odbiciem stanu całego rosyjskiego państwa.