Ponad pięć milionów widzów obejrzało już "Ogniem i mieczem", a według przeprowadzonych tuż przed premierą badań do kin wybiera się 20 mln Polaków. Z ostatniej ankiety Demoskopu można się dowiedzieć, iż 88 proc. rodaków filmem się zachwyca; niezadowolonych jest zaledwie 4 proc. Takiej wiktorii nikt nie przewidział.
Zakończono opracowanie wersji angielskiej "Ogniem i mieczem". Film zostanie zaproponowany na festiwale i będzie konkurował o nagrody międzynarodowe. Nadeszła więc chwila, by zastanowić się nad jego wartością jako pozycji kinowej samej w sobie.
Kiedyś do rozpoczęcia produkcji filmowej potrzebna była przede wszystkim pieczątka odpowiedniego urzędnika państwowego. Film "Ogniem i mieczem" nie powstałby, gdyby nie zgromadzone przez producentów - Jerzego Hoffmana i Jerzego Michaluka - 28 mln złotych. Nigdy by też nie zwrócił kosztów, gdyby nie setki dobrych pomysłów na rozpętanie prawdziwej ogniomieczomanii.
Premiera "Ogniem i mieczem" stała się świętem narodowym, więc krytyka filmowa jest tu bezużyteczna; byłoby to coś w rodzaju zastanawiania się, czy kolory na fladze państwowej są właściwie dobrane. Opinia krytyczna brzmiałaby niestosownie, pozytywna jest bez znaczenia wobec rozdętych rozmiarów entuzjazmu. Natomiast można się zastanowić, jaką to wydarzenie ma wagę w kulturze.
Pozwolę sobie ostrzec przed pójściem do kina tych, którzy nie lubią nadmiaru scen bitewnych, przeplatanych rzewną pijatyką. Ostrzeżenie poniekąd daremne, skoro już przeszło sto lat temu Aleksander Brückner, zarzucając Sienkiewiczowi, iż ukazuje w "Trylogii" przeszłość "zbyt jaskrawo, a jednostronnie", zapowiadał, iż Mistrz w końcu znuży czytelnika, któremu "w ciągłym hałasie wojennym lub gwarze biesiadnym trudno będzie uchwycić fizjognomię codziennego życia". Przepowiednia ta nie sprawdziła się ani na jotę.
Jerzy Hoffman zapowiadał w wywiadach, że filmując powieść Sienkiewicza kręci wielki romans na tle historycznym, nasze "Przeminęło z wiatrem" w XVII-wiecznych realiach. Czy ten zamiar w pełni się powiódł? Od 12 lutego film jest już w kinach.
Kto jest prawdziwym bohaterem tamtego czasu: Rzeczpospolita i kozacka Ukraina czy też Skrzetuscy, Chmielniccy, Zagłobowie, Bohunowie? Czy chcemy widzieć romans wpisany w dzieje, czy też ważny fragment dziejów Rzeczypospolitej z romansem rozgrywającym się na drugim planie? Pytania można mnożyć i od sposobu ich postawienia zależeć będzie, czy usatysfakcjonuje nas wchodzący na ekrany film "Ogniem i mieczem".