Minister skarbu Emil Wąsacz został obroniony. Przypadkiem. Gdyby nie choroba Gabriela Janowskiego i nieobecność jednego posła, na przykład z PSL, opozycja wraz z częścią rządzącej koalicji doprowadziłaby do odwołania ministra.
Wniosek posłów AWS o wotum nieufności wobec ministra skarbu państwa Emila Wąsacza przestał być wydarzeniem, z którego skutkami można łatwo się uporać dyscyplinując parlamentarzystów. Przerodził się on w poważny kryzys wewnątrz Akcji, który może zagrozić nie tylko pozycji Mariana Krzaklewskiego, ale także doprowadzić do zmiany rządu, a przynajmniej premiera. W tym sensie jest to najpoważniejszy z dotychczasowych kryzysów, o konsekwencjach trudnych do przewidzenia.
Jan Rokita rzucił swej partii, Stronnictwu Konserwatywno-Ludowemu, wyzwanie: zapowiedział, że w otwartych, demokratycznych wyborach na najbliższym zjeździe będzie się ubiegał o stanowisko prezesa. SKL to bowiem dziwna partia. Kadrową ławkę ma najdłuższą ze wszystkich ugrupowań prawicowych i centroprawicowych, samodzielnie mogłaby pewnie stworzyć zupełnie dobry rząd, ale na czele stawiała dotychczas polityków raczej drugiej linii.
Podczas gdy na szczytach władzy koalicjanci publicznie boksowali się o podatki, złotówka sięgnęła już drugiego w ostatnim tygodniu dna. Coraz wyraźniej widać, jak bardzo polityczne kłótnie odbijają się na kondycji gospodarki. Czy zwiększa to skłonność do ustępstw u partnerów koalicyjnych? W każdym razie powoduje urodzaj kolejnych kompromisowych projektów. Ten z końca ubiegłego tygodnia był trzeci z kolei.
Stało się, to było nieuchronne - wybuchł kolejny wewnątrzkoalicyjny kryzys. Zgodnie z przewidywaniami powodem stały się ustawy podatkowe, a napięcie spotęgował min. Jerzy Kropiwnicki swymi publicznie ogłoszonymi, czarnymi prognozami gospodarczymi.
Do podstawowego kanonu politycznej socjotechniki należy wiedza o tym, że o przyszłych szansach wyborczych decyduje trzeci rok sprawowania władzy. W ten rok obecny rząd właśnie wkracza, zaś stan, w jakim wkracza po zużyciu się haseł o rekonstrukcji i poprawie stylu rządzenia, powinien koalicję niepokoić. Na razie satysfakcję może odczuwać tylko opozycja.
Nadchodzi czas wypracowania wspólnego stanowiska w sprawach, które nas dzielą, aby różnice nie ujawniały się dopiero podczas sejmowych głosowań. Jest też czas wspólnej prezentacji tego, co nas łączy - nikt bowiem nie zgłaszał zastrzeżeń do programu koalicyjnego, który nadal realizujemy, czy do przedstawionych przeze mnie priorytetów. Koalicja ma nadal wspólną wizję Polski, a to w polityce powinno łączyć najbardziej.
Nie będzie przesilenia politycznego, nie będzie przebudowy rządu. Partnerzy umówili się, że będą wspólnie głosować za przedłożeniami rządowymi, że osoby podważające politykę rządu będą usuwane ze swych funkcji, a stanowiska obsadzane ludźmi kompetentnymi. Nastąpi pod tym kątem przegląd władz spółek Skarbu Państwa.
Jest pewna nierównowaga między premierem i wicepremierem. Leszek Balcerowicz jest liderem o cechach autorytarnych. Premier jest mediatorem, negocjatorem, który stara się każdą decyzję uzgodnić ze wszystkimi zainteresowanymi.