Dramat napisany oraz wyreżyserowany przez twórcę „Psów” ma posmak moralitetu starającego się podporządkować sensacyjnej fabule.
Prawdziwa rozmowa o historii nie może być za prosta, bo wtedy staje się propagandową czytanką polityki historycznej. Przypomina o tym dobitnie Paweł Machcewicz w swojej książce „Spory o historię”.
Kościół marnuje na oczach Polaków pierwszą szansę zabrania głosu w kwestii ważnej społecznie. To znaczy w sprawie profanacji w Jedwabnem i innych aktów agresji, najwyraźniej zorganizowanej, przeciwko ludziom innej wiary i narodowości żyjącym wśród nas.
Rzeszowski oddział IPN wszczął śledztwo w sprawie mordu dokonanego w Gniewczynie na Żydach w 1942 roku. Przyczynkiem od tego stał się opublikowany w grudniu 2010 roku przez POLITYKĘ artykuł Cezarego Łazarewicza.
68 lat temu polscy mieszkańcy tej podkarpackiej wsi torturowali, gwałcili, a w końcu wydali Niemcom swych żydowskich sąsiadów. Ich tragedię opisał w poruszającym reportażu dziennikarz „Polityki” Cezary Łazarewicz.
Artysta Rafał Betlejewski podpalił niedawno stodołę w hołdzie ofiarom z Jedwabnego. Tego rodzaju spektakularne gesty, aczkolwiek z reguły krytykowane, najlepiej trafiają dziś do masowej wyobraźni. Gdzie kończy się sztuka, a zaczyna hucpa?
Zabójcy Żydów z Jedwabnego, Radziłowa, Wąsosza występowali przeciwko własnemu krajowi, mordowali współobywateli, pomagając okupantom. Nasza dzisiejsza odpowiedzialność za tamte czyny polega głównie na obowiązku docieknięcia pełnej prawdy o wydarzeniach z 1941 r.
Rozmowa z Leonem Kieresem, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej, o stanie śledztwa w sprawie Jedwabnego
Im więcej mówiono o Jedwabnem, tym częściej wspominano o człowieku, który rządzi tym miasteczkiem. Ale rozgłos wokół jego osoby wywoływał niechętne reakcje miejscowych. Uznali, że burmistrz zdradził tych, którzy go wybrali, a przystał do tych, co szkalują. Godlewski wolałby pewnie, aby było jak dawniej: o Jedwabnem cisza, a on spokojnie wypełnia obowiązki. Ale historia upomniała się o swoje.