Kaczyński i jego ekipa, mimo traumy, nie stracili nagle myśliwskiego instynktu, czekają na każde potknięcie koalicji, pierwszy sygnał jej niespójności, chaosu i niezdecydowania.
Nikt mu PiS nie zabierze, jeśli nie będzie chciał partii oddać, ale coraz śmielsza krytyka jego poczynań lub wręcz wypowiadanie posłuszeństwa przez przybocznych jest czytelnym początkiem desakralizacji genialnego stratega z Żoliborza.
To, co będzie w tym ujawnianiu najciekawsze, to poznanie mechanizmów działania takiej inwigilacji. Kto zlecał, komu, czy w ogóle trzymano się jakiejś procedury (w końcu inwigilować można legalnie tylko w związku z prowadzonym śledztwem). Wreszcie: kto i na jakich zasadach dysponował tak pozyskanym materiałem.
Natalia Grządziel od dawna jest związana z PiS. Kilka lat temu pracowała dla Beaty Szydło, w kampanii 2015 jeździła z nią Szydłobusem, dbała o stroje i broszki. W pierwszej kampanii Andrzeja Dudy była widywana w Dudabusie. Zasłynęła też tym, że kiedy prezes Jarosław Kaczyński miał wystąpić przed kamerami, to ona robiła mu makijaż.
Z PiS, takim jak dziś jest, nie da się rozmawiać o niczym poważnym, ale czy można dotrzeć choćby do części elektoratu tej partii?
Oświadczenie Kaczyńskiego sympatycy PiS przyjęli z ulgą, bo niektóre z ostatnich wypowiedzi prezesa świadczą o tym, że stracił przytomność i nie może jej odzyskać.
Demonstracja pod Sejmem miała pokazać, że tak jak w czasach rządów PiS demokratyczna opozycja miała moralny przywilej walki o podstawowe wartości życia publicznego, tak obecnie chwała ta należy się PiS-owi. Skoro tamci mogli bronić demokracji i praworządności, to my też możemy. Logika diabła, co się w ornat ubrał.
W przekonaniu Jarosława Kaczyńskiego Sejm „po prostu w tej chwili nie istnieje”. Rzeczywistość jednak temu przeczy. Parlament tętni życiem, buzują emocje, zmieniają się obyczaje, zwłaszcza te dobre. Zaczęło się nawet mówić, że posłowie PiS robią na Wiejskiej „wioskę”.