Do 7 maja Jarosław Gowin będzie uchodził za wielkiego rozgrywającego polskiej polityki. Czy zachowa swój status po tym terminie?
Jeśli uratowanie wolnościowej demokracji jest istotne, to przełknięcie Gowina nie wydaje się dużą ceną, a raczej nadarzającą się niespodziewanie okazją.
Teoretycznie były wicepremier i minister staje przed jakąś szansą włożenia cięższej zbroi. Tyle że dotychczasowa droga polityczna Gowina nie budzi większych nadziei ani też zaufania.
Rozmowy Borysa Budki i Jarosława Gowina nie przyniosły konkluzji. Co teraz powinna zrobić opozycja? Postawić na kandydata najsilniejszego, mającego największe szanse pokonania Andrzeja Dudy. Czyli na lidera PSL.
Ze Zjednoczonej Prawicy została głównie nazwa, a koalicja toczy się siłą rozpędu. Jak długo będzie się toczyła, nie wiedzą nawet jej liderzy.
Być może PiS przesunie wybory, ale będzie igrać z ogniem do końca. Może jednak nie zdążyć z ugaszeniem.
Sejm uchwalił ustawę ws. głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich w 2020 r. Za było 230 posłów, przeciw 226, wstrzymały się dwie posłanki. Na intensywną terapię trafił premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson.
Jarosław Gowin nie miał najmniejszych szans w otwartym konflikcie z prezesem PiS. Po co doświadczony polityk ładował się w sytuację, z której nie ma dobrego wyjścia? Niewykluczone, że sprawa ma drugie dno.
Jarosław Kaczyński nie widzi potrzeby, by przesunąć termin wyborów. Jarosław Gowin proponuje wydłużyć kadencję Andrzejowi Dudzie do 2022 r.
Tak się dziwnie poskładało na tym świecie, że cała liberalna opozycja nadzieje pokłada w tym wyśmiewanym od lat Gowinie, który głosował, ale się nie cieszył, a dziś grozi, że nie zagłosuje.