Aleksander Kwaśniewski nadspodziewanie szybko uległ urokowi Janusza Palikota i uznał go za godnego jednoczenia lewicy.
Plan Janusza Palikota był prosty: zebrać odrzuconych antyklerykałów, emerytów, gejów i palaczy trawy – i szeroką ławą ruszyć po kolejne zwycięstwo. Sklejony z politycznego planktonu organizm już trzeszczy w szwach.
Nieoczekiwanie, również dla samego Palikota, jego menażeria, którą z pozoru nic nie łączy, zdobyła parlament. I zaraz potem się zaczęło.
Liderzy partyjni siedzą teraz w gabinetach i się naradzają, co począć. Albo jadą odpocząć. Palikot nie. Zapowiada kanonadę, jakiej Sejm nie widział.
Lewica stoi dziś na dwóch nierównych nogach. Czy się wywróci?
Ruch Palikota i Sojusz Lewicy Demokratycznej zabiegają o względy Piotra Ikonowicza, lewicowego działacza ze stażem w opozycji demokratycznej PRL, próbując pozyskać go do współpracy.
Dwaj liberałowie, Leszek Miller, który serce ma po lewej stronie, oraz Janusz Palikot, którego serce zwykło się przemieszczać, bo kiedyś całkiem mocno biło po prawej, zaczęli ustalanie, kto jest prawdziwą lewicą.
Kim są posłowie Palikota? To ludzie nowocześni i wierni zasadom – przedstawił ich w wieczór wyborczy sam szef. Ale i on, i my będziemy musieli ich dopiero poznać. Co może przynieść sporo zaskoczeń.
„Enfant terrible polskiej polityki”, „ekstrawertyczny biznesmen”, „polityczny klaun” – to niektóre z epitetów, jakimi zagraniczne media opisują Janusza Palikota. Jednocześnie zachłystują się jego sukcesem w ostatnich wyborach.
Andrzej Olechowski „anulował” swoją wcześniejszą krytykę PO, a szczególnie Donalda Tuska i wyraźnie go poparł jako najlepszego szefa rządu na trudne czasy przed Polską.