W blasku olimpijskiego złota polityka krajowa wyjątkowo nam zmarniała. Tym bardziej że zdobywcy złota to wyjątkowo fajni, dojrzali ludzie, bez kompleksów, mający własne przemyślenia, wyraźnie nakreślone cele.
Jeśli ktoś miał nadzieję, że rok wolnościowych rocznic – od Okrągłego Stołu do rządu Mazowieckiego czy nawet planu Balcerowicza – przebiegać będzie w jakim takim poszanowaniu tego, co zdarzyło się 25 lat temu, ten okazał się wielce naiwny.
Co było najważniejsze w minionym tygodniu?
Jesteś w resortowych dzieciach? – zapytał mnie pod koniec tygodnia red. Mikołaj Lizut, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, że oczywiście, sam się ocknął: „O co ja właściwie pytam? Przecież jesteś, nawet na okładce.
Problem pijanych kierowców mamy jako tako załatwiony, przynajmniej werbalnie.
W Polsce trzeba zrobić porządek – to hasło rzucił Zbigniew Ziobro, dziś polityk drugo-, a nawet trzecioligowy, ale trzeba przyznać, że przejęli się nim także pierwszoligowcy. I prawie wszyscy do tych porządków przystąpili.
Zapewne tylko z powodu huraganu Ksawery, który przetaczał się nad Polską, bez większego echa przeszła zapowiedź trzęsienia ziemi w naszej polityce w związku z powstaniem nowej partii.
Po zjazdowo-rekonstrukcyjnych emocjach w polskiej polityce nastało uspokojenie. Ministrowie powołani i zaprzysiężeni, kolejne etapy walki o władzę w PO, ale już na niższych szczeblach, odłożone przynajmniej o dni kilka, bo wcześniej przyjdzie się potykać w Sejmie o OFE.
Dobry minister to minister odwołany. Po operacji nazywanej rekonstrukcją rządu okazało się bowiem, że ci, którzy odeszli, w rzeczywistości byli dobrzy, nawet bardzo dobrzy.