Gdy my oklaskiwaliśmy papieża w czasie jego najdłuższej pielgrzymki po Polsce, w Niemczech znowu wybuchła dyskusja na temat przerywania ciąży i dwóch nurtów w niemieckim katolicyzmie. Powodem był ostry list Jana Pawła II do niemieckich biskupów, w zasadzie żądający wycofania się Kościoła z obowiązkowego poradnictwa dla tych ciężarnych kobiet, które chcą przerwać ciążę.
Papież przyjeżdżał do Polski, żeby zaprosić rodaków do cudu ("Niech zstąpi Duch Twój..."), pocieszyć w strapieniu po stanie wojennym, przypomnieć Dekalog, piętnować za małą wiarę. Bywał ojcowski i litościwy, ale także wymagający, a nawet rozsierdzony. W tym roku był pogodny, życzliwy, mówił prosto i krótko, z wyraźnym przesłaniem.
Za każdym razem, kiedy papież przyjeżdża do swojej Polski, wszystko inne przestaje być ważne. Magnetyczna siła Jana Pawła II przyciąga miliony rodaków na trasy pielgrzymki. Polska rusza w drogę, Polska masowa, tłumna, jakiej nie jest w stanie zgromadzić żadne inne wydarzenie, przegląda się w sobie, za każdym razem z ciekawością odkrywając, co się zmieniło od poprzedniego spotkania. Obok uniesień wiary, świadomości obcowania - a może także pożegnania - z jedną z największych osobowości mijającego stulecia, to rozpisane na etapy zbiorowe nabożeństwo czerwcowe jest też festynem, lokalną atrakcją, obyczajem towarzyskim, wycieczką. I często obraz, nastrój tych chwil, jest dla pielgrzymów ważniejszy, bardziej uchwytny niż nauki papieża, który nie uznaje kompromisów.
Papieski helikopter, tłum - rozmodlony bądź wiwatujący, przemówienia, misternie przygotowana liturgia. Codzienne relacje mediów z pielgrzymki Jana Pawła II siłą rzeczy skupiają się zwykle na padających z ołtarzy słowach i celebracjach. Tymczasem dramaturgię owych spotkań budują również długie godziny gromadzenia się kilkusettysięcznych tłumów, noce wypełnione cichym wyczekiwaniem jednych i gorączkową krzątaniną drugich. Wokół miejsc celebry bujnie wyrasta doraźna infrastruktura. Podczas kilku godzin między zmierzchem i brzaskiem (spędziliśmy taką noc z 9 na 10 czerwca w Siedlcach) można zaobserwować, jak bardzo oryginalnym zdarzeniem kulturowym jest papieska wizyta, ze swą logistyką, plastyką, zwyczajowością.
Pontyfikat Jana Pawła II przypada na czasy, kiedy w telewizji dominuje najbardziej nietrwały zapis - notacja magnetyczna w zawodnym systemie beta. Z tego względu ten najbardziej fotografowany papież może przejść do historii z bardzo ułomnym zapisem swoich działań.
Jan Paweł II pochwalił nową Polskę, "którą tak bardzo się radujemy i z której jesteśmy dumni". Zaapelował, by "wielkim postępom na drodze rozwoju gospodarczego" towarzyszył postęp duchowy. Ojca Świętego witali prezydent Kwaśniewski z małżonką, prymas Glemp, premier Buzek z małżonką, biskupi, ministrowie, marszałkowie. Papież przyleciał do swego kraju odmieniony: jakby ubyło mu bólu i cierpienia.
Jean-Bernard Raimond, autor wydanej w Paryżu książki "Jean-Paul II. Un Pape au coeur de l´Histoire" (Papież w centrum historii), był ambasadorem Francji w Warszawie na początku stanu wojennego w Polsce, potem ambasadorem w Moskwie, następnie ministrem spraw zagranicznych Francji (1986-1988), a w momencie upadku muru berlińskiego ambasadorem Francji w Stolicy Apostolskiej.
Na długie dwanaście dni przyjeżdża do Polski Jan Paweł II. Mottem pielgrzymki są ewangeliczne słowa "Bóg jest miłością"; papieskie homilie mają być osnute wokół Kazania na Górze, tego - mówiąc językiem współczesnym - programu chrześcijaństwa "na tak".
Na odsłonięcie czekają nowe pomniki Jana Pawła II. Miasta, które ma odwiedzić, prześcigają się w inwestycjach. Na trasie pielgrzymki rosną gigantyczne ołtarze, wiesza się billboardy, montuje telebimy. Jedni liczą koszty, inni szacują zyski. I choć Kościół wciąż powtarza, że pieniądze nie są tu sprawą najważniejszą, wątek ekonomiczny nie zarysował się tak mocno, jak obecnie, podczas żadnej z poprzednich pielgrzymek. W medialno-finansowej gorączce ginie religijny nastrój.- Papieskie pielgrzymki do kraju zawsze obok wymiaru religijnego miały wymiar patriotyczny, polityczny czy wreszcie ludyczny - mówi religioznawca prof. Zbigniew Mikołejko. - Stawały się także manifestacją ludowego katolicyzmu, rodzajem wielkiego spektaklu. To zjawisko się potęguje.