W księgarniach w USA ukazała się książka byłego dyrektora FBI Jamesa Comeya o Donaldzie Trumpie. Narysowany tam portret prezydenta USA nie jest pochlebny.
Były dyrektor FBI James Comey potwierdził pod przysięgą to, co o jego rozmowach z Donaldem Trumpem wiedzieliśmy dotąd z mediów.
Jak by mało było kłopotów z tegorocznymi wyborami prezydenckimi w USA, pod sam koniec doszedł jeszcze jeden: z FBI.
Po komunikacie Jamesa Comeya notowania Hillary Clinton w sondażach poszybowały w dół.
Słowa dyrektora FBI Jamesa Comeya wywołały w Polsce niepokojące wzmożenie. Nie podzielam go. I martwi mnie ono. Bo mniej wynika ze słów, które padły, bardziej z lęków, które się w nas kryją.
Może to nie wszystkich zadowoli, ale mnie wystarczy. Szef FBI oświadczył na piśmie, że żałuje fatalnego skrótu myślowego wiążącego Polskę z Niemcami w kontekście zbrodni nazistowskiej na Żydach.
Nie zamierzam bronić słów szefa FBI. Jednak uzasadnione emocje powodują czasem nieuzasadnione generalizacje. Istnieje cienka czerwona linia, za którą mnożenie protestów, żądań i potępień zaczyna tracić na znaczeniu, bo wygląda na erupcję frustracji narodowej.