Były prezydent Brazylii znów ubiega się o urząd. Sondaże dają mu przewagę nad Jairem Bolsonaro, niespecjalnie szkodzą mu nawet antyukraińskie wypowiedzi o wojnie.
Populistyczna prawica unika jak ognia krytykowania rosyjskiego prezydenta. Ubolewa nad ofiarami, obawia się kryzysu energetycznego. Ale Putina z nazwiska nie wymienia.
Prezydent Brazylii podpisał się pod wspólną deklaracją na szczycie klimatycznym COP26 w Glasgow i zapowiedział zakończenie procesu deforestacji w swoim kraju do 2030 r. Problem w tym, że rzadko wywiązuje się z obietnic.
Przeciwników brazylijskiego prezydenta raport senackiej komisji nie zadowoli, bo ma wymiar czysto symboliczny – „Trump tropików” za kratki raczej nie trafi. Osłabnie jednak politycznie, co może utrudnić mu walkę o reelekcję.
Do covidowego dramatu, który pochłonął ponad pół miliona ofiar, doszły skandale korupcyjne, protesty społeczne i konflikty władzy z sądownictwem. Oraz obawy, że Jair Bolsonaro szykuje zamach stanu.
Dziesiątki tysięcy osób wychodzą na ulice, protestując przeciwko prezydenckiej polityce sanitarnej – a raczej jej braku. W dodatku umowom na zakupy szczepionek przygląda się prokuratura, podejrzewając korupcję.
Ameryka Łacińska przegrywa batalię z covid-19 – i tam, gdzie nową chorobę lekceważono, i tam, gdzie potraktowano ją serio. A kryzys sięga daleko poza trwającą pandemię.
Globalne przywództwo USA daje nadzieję, że inni też zawalczą o klimat. Sama Ameryka jednak nie gwarantuje, że zrealizuje ambitny cel redukcji emisji gazów o połowę za dziewięć lat.
Wydawało się, że gorzej już w tym kraju być nie może, ale rosnąca krzywa zachorowań wciąż wstrzymuje powrót do normalności. Dziś Brazylia jest od niej jeszcze dalej.
Prawie 11 mln zachorowań, ponad 270 tys. zgonów, zaimprowizowane nekropolie dla ofiar. Ale Jair Bolsonaro nadal neguje zagrożenie i radzi rodakom, żeby przestali się mazać.