Nie dość mu zapisanych już w budżecie 2 mld „rekompensaty z tytułu utraconych wpływów z opłat abonamentowych”. Czy wy w ogóle wstydu nie macie, chciałoby się zapytać. Jednak pytać nie warto, bo nikt nie odpowie.
PO może teraz co drugi dzień wzywać Jarosława Kaczyńskiego do debaty, doskonale wiedząc, że od czasu swej sromotnej klęski w podobnym starciu w 2005 r. lider PiS boi się jak ognia rozmowy z Donaldem Tuskiem.
Marcin Tulicki stworzył sprawnie nakręconą baśń z gatunku opowieści o Judaszu. Dlaczego teraz? PiS, który nienawidzi Radka Sikorskiego prawie tak jak Donalda Tuska, najwyraźniej boi się go jako wciąż czynnego polityka.
Tę historię opowiedziało dwóch polityków PiS i nie ma powodu im nie wierzyć, bo nikt by chyba tego nie wymyślił.
Miało być: „Kurski zrobił swoje, Kurski może odejść”, a może będzie: „Kurski może odejść, Kurski może wrócić”. Ale łaska prezesa na pstrym koniu jeździ.
W państwie PiS nawet sam Jacek Kurski nie zna dnia ani godziny. W uznaniu dotychczasowych zasług został nagle zdjęty ze stanowiska i publicznie upokorzony. Takie są jednak reguły systemu, któremu odwołany prezes TVP wiernie służył i którego symbolem pewnie na zawsze już pozostanie.
Szef TVP podpadł Kaczyńskiemu z wielu powodów. Nie dlatego, że zamienił telewizję publiczną w partyjną przybudówkę Zjednoczonej Prawicy, a jej pracowników w działaczy PiS na froncie medialnym. Zarzuty Nowogrodzkiej były inne.
Zapewne wpływ dotychczasowego prezesa nie zniknie w jeden dzień, ale w ciągu kilku tygodni zobaczymy już zmiany.
Rada Mediów Narodowych odwołała Jacka Kurskiego ze stanowiska prezesa Telewizji Polskiej. W głosowaniu opowiedzieli się za tym wszyscy przedstawiciele PiS.
Jednego możemy być pewni: dopóki rządzi PiS, nic nie może zostać wyjaśnione w sposób ostateczny i wiarygodny. Usłyszymy taką opowieść, która przyniesie najmniej szkód władzy.