Na wieść o polskiej strefie w Iraku naród jęknął niczym Żydzi w babilońskiej niewoli. Po co nam to, jak tam sobie poradzimy? Nie będzie łatwo, ale trzeba się spisać na medal. Świat patrzy, nie tylko arabski.
Przywódcy Niemiec i Francji bardziej się z nami liczą, ale mniej nas lubią.
W cieniu afery Rywina i kampanii referendalnej Polska podejmuje decyzję, której polityczne skutki mogą być równie ważne i trwałe jak przystąpienie do Unii Europejskiej. Ta decyzja pozornie dotyczy tylko naszej roli w zdobytym przez Amerykanów Iraku. W istocie chodzi o polską tożsamość, przyszłość Europy, nasze miejsce we wspólnocie międzynarodowej i przyszły globalny ład.
Administrowanie polską strefą w Iraku stanowi większe wyzwanie niż udział w wojnie
Rozprawie z reżimem Saddama Husajna przyglądał się cały świat, ale trzy kraje: Iran, Korea Północna i Syria mają szczególne powody, by śledzić ją wyjątkowo uważnie.
Kurdowie na północy cieszą się z wolności i to jest dla Amerykanów problem. Szyici na południu zadają sobie rytualne rany w pielgrzymce do Karbali i to jest dla Amerykanów znacznie większy problem. Wygrać wojnę to jedno, przekonać ludzi, że miała sens – to co innego.
Muzeum w Bagdadzie splądrowane, iracka Biblioteka Narodowa ograbiona i spalona. Grupa uzbrojonych i dobrze ubranych mężczyzn pokazywała wspólnikom, które zabytki wynosić. Czy brak ochrony tych cennych dla świata placówek był tylko zwykłym zaniedbaniem sił sprzymierzonych?
Obalając Saddama Husajna Amerykanie zapowiadali przyniesienie demokracji. Systemu tego być w Iraku nie może z trzech powodów: bo jest to kraj azjatycki, muzułmański i arabski. Co więc czeka mieszkańców dzisiejszego Babilonu?
W obliczu ostatecznej klęski reżimu w Iraku muzułmańscy kaznodzieje na Bliskim Wschodzie pouczają wiernych, że klęska w boju nie jest hańbą; że niedopuszczalna jest tylko klęska duszy. A święta wojna trwa, dopóki trwa Państwo Izrael.
Co teraz – odrodzenie dżihadu czy bezpieczniejsze życie dla Irakijczyków i świata?