Przez całe dwa miesiące władze podsłuchiwały rozmowy ponad 20 dziennikarzy amerykańskiej agencji prasowej Associated Press (AP). Inwigilacja obejmowała zarówno telefony biurowe, jak i domowe, a w sumie dotyczyła zapewne kilkudziesięciu dziennikarzy.
Nawet najwyżsi dostojnicy państwowi wykazują w Polsce fundamentalny brak szacunku dla prawa, a obywatele wciąż nie mają możliwości, aby przed tym się bronić – mówi w rozmowie z POLITYKA.PL Ewa Kulesza, były Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
Dla części obywateli coraz powszechniejsze systemy miejskiego monitoringu to gwarancja bezpieczeństwa. Dla innych to dowód rosnącej inwigilacji.
Różne organy państwa, w tym służby specjalne, mają coraz większe możliwości zdobywania informacji na nasz temat. Projekty przepisów regulujących działania służb przygotowują zazwyczaj one same.
Sejm jednogłośnie (nikt się nie wstrzymał i nikt nie był przeciw) znowelizował kodeks postępowania karnego w zakresie stosowania podsłuchów. Zmiany są kosmetyczne, ale to i tak rewolucja w przepisach dotyczących tzw. kontroli operacyjnej.
Jako jeden z wymienionych przez „Gazetę Wyborczą” dziennikarzy inwigilowanych w czasach IV RP niniejszym oświadczam, iż oczywistą oczywistością jest, że dziennikarzy nie należy podsłuchiwać.
Właśnie runął jeden z głównych mitów założycielskich IV RP. Warszawski sąd orzekł, że nie było inwigilacji prawicy przez UOP na początku lat 90.
Czym się różni państwo policyjne od państwa prawa, jeżeli i w jednym, i w drugim podsłuchuje się obywateli, sprawdza skrzynki e-mailowe i otwiera listy?
Kilkaset tysięcy osób ma już prawo uderzyć nas pałką, zakuć w kajdanki, przytruć gazem, oślepić światłem z reflektora i porazić prądem.
Premier Donald Tusk zapowiedział ucywilizowane podsłuchiwanie obywateli. Był dziki rynek technik operacyjnych stosowanych przez służby specjalne – będzie rynek transparentny i monitorowany.