Tomasz jest biologicznym ojcem dwadzieściorga trojga dzieci. Tylko dwoje z nich to jego dzieci rodzime, które wychowuje z żoną. Nigdy nie lubił, kiedy coś się marnuje, czy to jedzenie, czy jego nasionka.
Czy Donald Tusk, zaślepiony nienawiścią do PiS i poglądów katolicko-konserwatywnych, wyczytał w podręczniku do nowego przedmiotu historia i teraźniejszość coś, czego tam nie było? Czy dokonał nadużycia? Nie wydaje mi się.
Jeśli ja, kobieta wykształcona, w takim wieku, byłam przerażona i nie wiedziałam, co robić, to co musi czuć dziewczynina, która ledwo ze szkoły wyszła?
W Strategii Demograficznej 2040 nie ma nic, co pozwoliłoby mieć nadzieję, że Polacy będą chcieli i mogli mieć więcej dzieci, a za niecałe 20 lat ludność naszego kraju przestanie się kurczyć. Nie pochwalił jej ani jeden demograf, premier – jak zwykle – chwalił się sam.
Kraków i Kielce też będą finansować zabiegi in vitro. Od dziewięciu lat swój program prowadzi Częstochowa, która nie oglądając się na PiS, jako pierwsza zaczęła pomagać bezdzietnym parom.
Z ogłoszonego cztery lata temu „Programu kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego” zostały tylko szczątkowe założenia. Zmarnotrawiono połowę jego budżetu.
Prawicowy rząd Viktora Orbána znacjonalizował kliniki in vitro i będzie wspierał tę procedurę nawet dla samotnych kobiet. Na Węgrzech cień kryzysu demograficznego przesłonił światopoglądowe wątpliwości.
„Jeśli chcemy mieć węgierskie dzieci, a nie imigrantów, powinniśmy wszelkimi środkami wspierać politykę prorodzinną” – podsumował w swoim stylu premier Węgier.
Przytłaczający we wnioskach raport o dostępie Polek do praw reprodukcyjnych, a więc dotyczących tego, czy, kiedy i w jakich warunkach rodzić dzieci, opublikowała Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Gdyby część socjalną programu PiS czytać expressis verbis, można by mieć nadzieję, że o władzę starają się odpowiedzialni politycy. Tyle że pisać można, dopóki starcza papieru. A Polsce potrzeba załatwienia spraw podstawowych.