Finał procesu Donalda Trumpa potwierdza, że impeachment staje się wydarzeniem coraz mniej mającym wspólnego z prawem, a coraz bardziej stricte politycznym.
Demokraci przedstawili przytłaczające dowody odpowiedzialności Trumpa za szturm jego fanatycznych zwolenników na Kapitol, w wyniku którego doszło do starć i śmierci pięciu osób.
Donald Trump od trzech tygodni nie jest już prezydentem USA, ale uznanie go winnym pozbawiłoby go możliwości ponownego ubiegania się o Biały Dom.
Senat USA pozostał głuchy na apele oskarżycieli Donalda Trumpa i zgodnie z przewidywaniami nie usunął go z urzędu. Werdykt sankcjonuje niebezpieczny precedens.
Nowi świadkowie nie zmieniliby zapewne ostatecznego wyniku procesu w sprawie impeachmentu, bo powszechnie oczekuje się „uniewinnienia” Donalda Trumpa. Ale byłby efekt piarowy.
Były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton zapowiedział, że stawi się w Senacie, jeśli zostanie wezwany. Rewelacje, jakie ma do zakomunikowania, porównuje się do ujawnienia w aferze Watergate, że Richard Nixon kłamał.
Rozpoczynający się w Senacie USA „proces” Trumpa najpewniej nie będzie przypominał rzetelnej rozprawy w sądzie, gdzie ława przysięgłych ma bezstronnie ocenić dowody i wydać wyrok.
„Washington Post” donosi, że dyplomaci i eksperci, którzy zeznawali w sprawie impeachmentu i obciążyli prezydenta, są obiektem brutalnej nagonki ze strony Trumpa i jego sojuszników z mediów.
Izba Reprezentantów Kongresu uchwaliła w środę wieczorem czasu lokalnego dwa artykuły impeachmentu Donalda Trumpa, czyli zarzuty mające uzasadniać usunięcie go z urzędu: nadużycie władzy i obstrukcję śledztwa w tej sprawie.
Zgodnie z oczekiwaniami komisja wymiaru sprawiedliwości Izby Reprezentantów uchwaliła w piątek dwa artykuły impeachmentu Donalda Trumpa – zarzuty nadużycia władzy i obstrukcji prowadzonego w tej sprawie w Kongresie dochodzenia.