W teorii immunitet ma chronić niezawisłość parlamentarzystów i wysokich urzędników państwa. W praktyce często sprowadza się do karykatury – chroni ludzi i ich przyziemne występki. Po co w demokracji takie przywileje?
Mitem jest, że immunitet daje naszym parlamentarzystom przywileje zbyt rozległe i całkiem nieuzasadnione. Ma on obecnie stosunkowo umiarkowane wymiary. Zawsze, gdy idzie o zwykłe czyny kryminalne, może być uchylony nawet przy gwałtownym oporze zainteresowanego.
Poseł Gabriel Janowski założył swoją protestacyjną kwaterę główną w saloniku obok gabinetu ministra skarbu i wielu uznało, że tak być musi, gdyż posła chroni immunitet parlamentarny. Tę opinię przez z górą dwa tygodnie wmawiano opinii publicznej, utrwalając przekonanie, że posłowi wszystko wolno, także bezkarnie łamać prawo.
Z opisu towarzyszącego prokuratorskim zarzutom wyziera smutny portret wałbrzyskiego sędziego Józefa Z.: wpada w złe towarzystwo, zaprzyjaźnia się ze złodziejami, pije z nimi alkohol, ulega deprawacji. I spada na samo dno, obiecuje przysługi, w zamian bierze drobne sumki, prezenciki, wódkę. Ale postawić sędziego przed sądem nie sposób.