Trzej przywódcy głównych państw alianckich spotykali się ze sobą trzykrotnie. I trzykrotnie opisali powojenny porządek świata, w tym przesądzili o losach Polski.
Bomba, która wybuchła 20 lipca 1944 r. w Wilczym Szańcu, zabiła cztery osoby. Hitler został jedynie ogłuszony. Gdyby narada odbywała się w bunkrze, a nie letnim pawilonie, lub gdyby Claus von Stauffenberg włożył do teczki – jak zamierzał – podwójny ładunek wybuchowy, to Hitler na pewno by zginął. Jak wówczas potoczyłaby się historia Europy?
Uncle Joe, czyli Wujaszek Józio, to Józef Stalin. Dziś czytamy ze zdziwieniem, jeśli nie z przerażeniem, pochwały, jakie znajdujemy pod adresem tego zbrodniarza w literaturze amerykańskiej i brytyjskiej, w dokumentacji lub wspomnieniach mężów stanu i dyplomatów. Skąd się wziął ów mit?
Kiedy wybuchła II wojna światowa, papieżem był Pius XII. To imię przybrał po wyborze w marcu 1939 r. Włoch Eugenio Pacelli (1876–1958), wcześniej watykański sekretarz stanu. I to za jego przyczyną trwa do dziś spór o postawę Watykanu wobec nazizmu i Holokaustu.
Termin kolaboracja upowszechnił się po II wojnie światowej i w wąskim rozumieniu oznacza współpracę polityczną z okupantem hitlerowskim. Miała ona miejsce – w różnych formach – niemal we wszystkich krajach Europy okupowanej przez III Rzeszę. A jak to było naprawdę w Polsce?
Na liście planów zaborczych Hitlera znajdowały się także Islandia, Gibraltar i Malta. Opracowane plany operacji inwazyjnych otrzymały nazwy: Ikarus (Islandia), Felix (Gibraltar), Herkules (Malta). Wszystkim tym punktom na mapie działań wojennych przypadała ważna strategiczna rola. Wystarczało spojrzeć na tę mapę, by od razu to zauważyć.
26 kwietnia 1945 r. Benito Mussolini wraz z Klarą Petacci i grupką towarzyszących osób, eskortowany przez oddział SS, zbliża się do granicy włosko-szwajcarskiej. Nie wie, że dowodzący niemieckimi żołnierzami oficer SS ma rozkaz, aby za wszelką cenę nie dopuścić, by przeszedł granicę.
Albert Speer, wielki mag organizacji, napisał w swoich wspomnieniach pod adresem aliantów: „Już w 1943 r. można byłoby w dużej mierze rozstrzygnąć losy wojny, gdyby zamiast rozległych, ale bezsensownych bombardowań terenowych [alianci] podjęli próbę wyłączenia ośrodków produkcji zbrojeniowej”.
Przywódcy wojskowi i polityczni Japonii po przegranej wojnie stanęli przed alianckim trybunałem karnym. Wśród 28 podsądnych (w tym 19 wojskowych i 4 byłych premierów) zabrakło cesarza Hirohito, formalnie głowy państwa, a wedle tradycji – boskiego suwerena. Hirohito nie był Hitlerem, ale czy należało go potraktować tak łagodnie?
Po stronie państw Osi walczyli nie tylko Niemcy, Włosi i Japończycy. U ich boku stawały zarówno regularne armie sojuszników, jak i różnej proweniencji formacje ochotnicze i kolaboranckie.