Nie można oceniać całych zawodów na podstawie jednego, choćby najbardziej nieudanego meczu. Na palcach jednej ręki można policzyć polskich tenisistów, którzy regularnie pokazują się w kobiecym czy męskim tourze.
Mniej martwi to, że brakuje Polaków na czołowych miejscach w Tokio. Bardziej – bezbarwne występy, choć oczywiście nie można wszystkich pakować do jednego worka.
Niełatwo kibicować polskim sportowcom w Tokio. Mija czwarty dzień bez żadnych znaczących osiągnięć. Do listy rozczarowań dopisujemy Igę Świątek, która w drugiej rundzie nie uporała się z Hiszpanką Paulą Badosą 3:6, 6:7 (4:7).
Igrzyska w Tokio z covidowym poślizgiem, bez widzów na trybunach, ale właśnie się rozpoczynają i… oby zgodnie z harmonogramem znicz olimpijski zgasł 8 sierpnia. Polski Komitet Olimpijski liczy ostrożnie: na 15 krążków.
Po ćwierćfinale w Paryżu Polka skromnie opowiada dziennikarzom, że na wimbledońskich kortach jest po to, żeby się uczyć. Styl wygranej w pierwszej rundzie wskazuje, że nasza mistrzyni uczy się szybko.
Tegoroczny French Open potwierdził, że kobiecy tenis jest nieprzewidywalny. Po ubiegłorocznym triumfie nastolatki z Raszyna teraz wygrała mało znana czeska specjalistka od gry deblowej.
Przez czas wielkiego zgiełku wokół siebie Iga Świątek przeszła bez widocznego szwanku, choć zapewne łatwo nie było. To prawdopodobnie mądrość samej zawodniczki, ale też najbliższych jej ludzi.
Iga Świątek wyjeżdża z Rzymu jako zwyciężczyni turnieju WTA 1000! W finale jej przeciwniczka Karolina Pliskova, kiedyś liderka światowego rankingu, nie miała nic do powiedzenia. Było 6:0 i 6:0. Po 48 minutach. Najprawdziwszy „rower”, jak określają taki wynik tenisiści.
W nowy tenisowy rok Iga Świątek weszła, odcinając kupony od wielkoszlemowego sukcesu w Paryżu. Jej zarobki poza kortem oceniane są co najmniej na kilkanaście milionów złotych.