Jest czego się bać, ale też bez przesady
Dla jednych będzie to pornografia, dla innych czysta rozrywka.
Spokojnie, to tylko straszenie widza.
Dla efektów specjalnych można obejrzeć.
Na ekrany naszych kin wchodzi amerykański film „Sadysta”, którego adekwatny do treści tytuł zapowiada wiele atrakcji. To jeden z wielu horrorów pornograficznych powstających ostatnio w Stanach. Takie połączenie gatunków znajduje zaskakująco wielu amatorów.
Do kin wchodzi kolejna część sagi poświęcona Hannibalowi Lecterowi, jednej z najbardziej odrażających ikon popkultury. Hollywoodzki dreszczowiec wyjaśnia, skąd się wzięło w zabójcy-ludojadzie zło.
Twórcy horrorów, w przeciwieństwie do wielu ich bohaterów, mają się coraz lepiej. Z ukończonych w zeszłym roku 12 hollywoodzkich produkcji tego gatunku aż osiem trafiło na listy bestsellerów. Wynikałoby stąd, że mija era baśniowego fantasy i zbliża się triumf grozy.
Pora spojrzeć prawdzie w oczy – otaczają nas zombi. Przynajmniej w kinie. Ostatnio w wersji komediowej. Ale problem jest poważny.
Na ekrany kin wszedł właśnie „Czerwony smok” z Anthonym Hopkinsem jako demonicznym doktorem Lecterem oraz kolejna część filmowej serii „Halloween”, a w księgarniach pojawiło się „14 mrocznych opowieści” Stephena Kinga. Twórcy thrillerów i horrorów szukają nowych sposobów, by nastraszyć i przerazić publiczność, co wcale nie jest dziś takie łatwe.
Nie doczekaliśmy się rodzimego Stephena Kinga, Grahama Mastertona czy Thomasa Harrisa. Anglosaski horror cieszy się u nas sporą popularnością, dlaczego więc nie ma jego polskiej wersji? Gdzie się podziały polskie strzygi, zmory, wilkołaki i wampiry? Od czasu do czasu pojawiają się w niezbyt udanych filmach, ale w książkach współczesnych prawie ich nie ma.