Nieprzewidzane przy uchwalaniu skutki ustawy futerkowej, zakaz importu pasz z soi, który uderzy w eksport mięsa. Grzegorz Puda nie ma pojęcia, w jakie kłopoty się pakuje.
Senat może ustawę futerkową odrzucić lub poprawić, ale nie może nas, wrażliwych na los zwierząt, zwolnić od myślenia. Od zadania sobie pytania, czy na pewno jesteśmy tacy szlachetni, jak nam się wydaje.
Niesłychane, że ustawa wzbudza tyle wściekłości i z jej powodu rozgorzała kłótnia prowadząca do kryzysu, chyba największego od czasu objęcia rządów przez Zjednoczoną Prawicę.
„Zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe” – tak na informację o „piątce dla zwierząt Kaczyńskiego” zareagowali działacze organizacji zajmujących się ochroną zwierząt.
Eutanazja tysięcy zwierząt laboratoryjnych, masowa eksterminacja hodowanych na futra norek. Pandemia koronawirusa zbiera śmiertelne żniwo również wśród zwierząt.
Słowo Jarosława Kaczyńskiego jest święte, a partia wykonuje wszystkie jego decyzje. Tak się wydawało do czasu, gdy zakulisowy lobbing z udziałem polityków PiS, niepokornych dziennikarzy i ojca Rydzyka przeprowadzili właściciele ferm norek.
Wyszło jak zawsze. Wielkie i szumne zapowiedzi o końcu hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. Ciepłe słowa prezesa o potrzebie zastopowania tych hodowli. Ale futerkowe najpewniej z nami zostaną.
Wygląda na to, że uchwalenie ustawy o zakazie hodowli zwierząt futerkowych może napotkać na trudności.
Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska i samorządy regularnie przerzucają się odpowiedzialnością za powstawanie ferm.