Mamy więc koniec wieku. Spotykamy się jednak z opinią, że nie wyznacza go data "2000", lecz że skończył się wcześniej, wraz z wygaśnięciem Zimnej Wojny i także zaczął się później, niż wskazuje chronologia, bo dopiero w 1914 r., wraz z wybuchem I Wojny. Byłby to więc okres wyjątkowy, który wyłamał się z historii. Rzeczywiście tak odczuwają go ci, którym udało się go przeżyć.
Klęska III Rzeszy położyła kres masowej propagandzie tezy o istnieniu ras ludzkich w czystej postaci. Od dawna zaś wiadomo, iż żadna z kultur narodowych nie pozostaje wolna od obcych wpływów, sama z kolei oddziałując na inne kręgi cywilizacyjne. W tej sytuacji najbardziej oporna na krytykę badaczy okazuje się teza o istnieniu całkowicie oryginalnej kultury chłopskiej.
Pod koniec 1997 r. Waldemar Kuczyński wpadł na pomysł pewnej - jak powiada - obywatelskiej inicjatywy. Postanowił namówić kilkaset osób - znawców rozmaitych dziedzin życia społecznego, by wspólnym wysiłkiem (wynagrodzonym jedynie "zadowoleniem z uczestnictwa w przedsięwzięciu") napisać "Księgę X-lecia Polski Niepodległej". Rzecz nabiera realnych, obfitych kształtów.
Dla większości Polaków poza granicami ojczyzny koniec II wojny światowej nie oznaczał końca walki. Celem pozostawała Polska niepodległa i integralna terytorialnie, oczywiście z Wilnem i Lwowem. W jaki sposób zrealizować ów cel? W 1951 r. gen. Anders zaproponował utworzenie przy NATO narodowych armii tworzonych z uchodźców zza "żelaznej kurtyny".
Dopiero w III Rzeczypospolitej Najwyższa Izba Kontroli - która obchodzi 80-lecie istnienia - przestała być śmietnikiem, na który wyrzuca się ludzi zasłużonych, ale już niewygodnych i stała się instytucją niezależną od władzy wykonawczej. Jak w normalnym, cywilizowanym kraju. Przez cały okres PRL - ta niezbędna w demokracji instytucja - była traktowana jako jedno z wielu pól na polityczno-personalnej szachownicy władzy.
W połowie 1953 r. do XIX-wiecznego zamku w Koszęcinie wprowadził się Stanisław Hadyna z grupą młodzieży wybraną z 12 tys. kandydatów do nowego ludowego zespołu Śląsk. Od czterech lat śpiewało i tańczyło już Mazowsze Tadeusza Sygietyńskiego. Śląsk miał być kolejną socjalistyczną kontrpropozycją na zachodnią popkulturę. Szybko stał się towarem eksportowym. Za Śląskiem, tak samo jak za Mazowszem, ciągnie się peerelowska historia i polityka; śmierć Hadyny przywołała wspomnienia. Plotka goni plotkę.
O dwuznacznej atmosferze obyczajowej wokół Koszęcina. O romansie założyciela z jedną z solistek. O nadzwyczajnym zainteresowaniu służb specjalnych zespołem. O dziwnych okolicznościach kolejnych dymisji i powrotów Hadyny.
Dostatecznie dużo jest czytelnych faktów potwierdzających, że u progu lat osiemdziesiątych Polska stała w obliczu groźby radzieckiej interwencji zbrojnej. Nigdy nie była ona tak realna i tak bezpośrednia jak w grudniu 1980 r.
Wśród rozmaitych inicjatyw z okazji rocznicy Okrągłego Stołu punktem centralnym była uroczystość w Pałacu Prezydenckim 6 lutego, pokazana zresztą w transmisji telewizyjnej. Już w pierwszych komentarzach dziennikarskich podkreślano nie wymiar symboliczny, duchowy tego zdarzenia, a polityczny, wymierzony w teraźniejszość.
Legendarne Orły Górskiego przerwały lot. Zniechęcony i rozczarowany Kazimierz Górski wycofał z przedsięwzięcia swoje nazwisko. - Szkoda, to była dobra propaganda futbolu - żałuje menedżer Orłów Krzysztof Kubowicz. - To był prywatny sklepik z podtekstami politycznymi - upiera się trener.
To właśnie one ruszyły z posad bryłę Polski. Uruchomiły lawinę, która zmieniła wszystko: naszą politykę i gospodarkę, nasze życie narodowe i społeczne. Przyspieszyły ostateczny demontaż realnego socjalizmu, systemu przypieczętowanego w Jałcie przed półwieczem. Okrągły Stół - jak widzimy to dzisiaj - okazał się kołem zamachowym polskiej demokracji. Ale tym kołem ktoś na początku musiał zakręcić.