Dokąd miałby wyruszyć kondukt żałobny, gdyby sprowadzano do Polski zwłoki Cypriana Kamila Norwida? Do Warszawy czy do Krakowa? Jeśli do Krakowa, to na Wawel czy na Skałkę?
Bez Colta nie byłoby Ameryki, przynajmniej takiej, jaką znamy z westernów, filmów wojennych i ekranowych opowieści o gangsterach. Tymczasem Colt´s Manufacturing Co. ogłosiła niedawno, że zakład będzie produkował broń wyłącznie na potrzeby instytucji prawa oraz armii - i w o wiele mniejszej niż dotychczas ilości.
Przez ostatnich dwieście lat bohaterem narodowym nie mógł być człowiek sukcesu. Książę Józef Poniatowski tonący w nurtach Elstery, generał Sowiński ginący na szańcach Pragi, Traugutt powieszony na stokach cytadeli - żeby wymienić tylko najmocniej osadzone w naszej świadomości historycznej nazwiska, wszyscy oni utrwalali przekonanie, iż ostatecznym losem wzorowego Polaka musi być bohaterska śmierć za ojczyznę. Zwycięstwo moralne połączone z klęską militarną i polityczną.
W Chinach ludowych, obchodzących właśnie półwiecze, nie dokonało się przejście od komunizmu do demokracji w stylu zachodnim, lecz od komunizmu do sprawdzonego w Azji systemu autorytarnego. Demontażu systemu dokonali dawni weterani partyjni. Zostały więc utrzymane zewnętrzne dekoracje, w których jednak grana już jest zupełnie inna sztuka. Europejczycy zawsze mieli ogromne trudności w zrozumieniu Chin, gdyż nie potrafili odróżnić pozorów od rzeczywistości.
Na początku października 1944 r. - po upadku Powstania - morze ludzi wymaszerowało z Warszawy. Kobiety w szlafrokach, inne, mimo ciepłej jesieni, w zimowych płaszczach. Ludzie nieśli klatki z ptakami, pchali wózki ze wszystkim, co im wpadło w ręce - garnkami, kołdrami. Jeden ze świadków wspomina kobietę, która niosła w ręku wyżymaczkę. Profesor Tadeusz Kotarbiński zabrał niedokończony "Traktat o dobrej robocie".
Zapatrzona na Zachód Polska i wsłuchana w siebie Rosja istnieją obok siebie z grzeczną, chłodną obojętnością. Rosja, chociaż niekiedy boczy się, zazdrośnie i zalotnie zerka na zachodnią stronę, ale ponad głowami Polaków. Tak jakby nie dostrzegała kraju położonego między Bugiem a Odrą. Taka sytuacja budzi w Warszawie niekiedy lekką frustrację, niekiedy uczucie niedowartościowania, innym razem - zniechęcenie, kiedy Moskwa grzecznie ignoruje ponawiane gesty i inicjatywy polskiej strony.
Żył - jak na ówczesne czasy - bardzo długo: 1876-1967; kanclerzem Niemiec Zachodnich został w wieku 73 lat. Sądzono więc, że będzie efemerydą, zwłaszcza że został wybrany przez parlament większością jednego głosu (własnego). Dane mu jednak było rządzić przez lat czternaście (1949-1963). Umysł zachował cały czas żywy, choć nie wysokiego lotu: mówił tylko zdaniami prostymi, powtarzając nieustannie zaledwie kilka płaskich, jak się wydawało, myśli.
Podczas pierwszego powojennego Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w 1948 r. we Wrocławiu młody student UW Henryk Samsonowicz usiadł w ławie Auli Leopoldyńskiej Uniwersytetu Wrocławskiego obok niepozornego starszego pana z bródką. Dowiedział się, kim jest jego sąsiad, gdy prowadzący obrady, wymieniając historyczne sławy, które zjechały do Wrocławia, powitał profesora Franciszka Bujaka. Dziś nikt, kto usiądzie obok prof. Samsonowicza, nie pomyli się co do osoby.
Wrzesień 1939 r. został na stałe wpisany do kalendarza liturgiczno-narodowego, jako data kolejnej męczeńskiej śmierci Polski, po której nastąpiło zmartwychwstanie. Emocje, jakie wzbudził już u współczesnych, nadal do końca nie wygasły, choć uczestnicy tamtych zmagań są dziś w tym samym mniej więcej wieku co i powstańcy z 1863 r. w chwili powstawania II Rzeczypospolitej. Nic więc dziwnego, iż rozlegają się głosy, aby wszystkim żołnierzom z 1939 r. przyznać rangę podporucznika, którą otrzymali ongiś podkomendni Langiewicza i Traugutta.