Strajki, które wybuchły w całym kraju w lecie 1980 r., zakończyły się podpisaniem porozumień sierpniowych, w konsekwencji powstaniem Solidarności. Już wtedy tajemnicą poliszynela było, że nie jest to jedyny możliwy scenariusz wydarzeń. Powstały w ramach MSW sztab – dziś nazwalibyśmy go kryzysowym – proponował jeszcze na pięć dni przed zawarciem porozumień pacyfikację strajków na Wybrzeżu. Poniżej publikujemy te propozycje. Fakt, że nie zawierają one żadnych szczegółów przewidywanej operacji (np. liczby jednostek, które miałyby w niej wziąć udział, czasu uderzenia), wskazuje, że miały one charakter jedynie sondażowy. Jak wiemy, zostały odrzucone przez kierownictwo PZPR. Ciekawe byłoby jednak wiedzieć, o ile mniej liczna była partia wojny od partii porozumienia w ówczesnym establishmencie. Innymi słowy, jakie było prawdopodobieństwo rozwiązania siłowego. I jak wyglądałaby Polska i świat, gdyby do niego wówczas doszło. Poniższy dokument został odtajniony przez UOP we wrześniu 1999 r.
Dla jednych to dinozaury historii techniki, ślepa uliczka rozwoju lotnictwa. Dla innych najpiękniejsza karta zdobywania przestworzy. Sterowce, zwane również zeppelinami, przeżyły symboliczny pogrzeb wraz z katastrofą statku LZ 129 Hindenburg w 1937 r. Dziś, w sto lat po starcie pierwszego zeppelina, niczym odrodzony z popiołów feniks, sterowce wracają triumfalnie na niebo.
Pierwsza połowa dekady gierkowskiej to były lata tłuste, druga wszakże połowa lat siedemdziesiątych to już były lata chude. Podaż – zwłaszcza artykułów żywnościowych – nie nadążała za popytem, zaopatrzenie było zdezorganizowane, a oferta rynkowa uboga. Próbowano ją wzbogacić sprzedając deficytowe towary po wyższych cenach – w tzw. sklepach komercyjnych. W 1979 r. spadła produkcja przemysłowa i dochód narodowy, zarazem pogarszały się nastroje społeczne. W informacji wewnętrznej (z października 1979) jednego z komitetów wojewódzkich PZPR można było przeczytać: „Szczególnie dotkliwie odczuwany jest brak mięsa i jego przetworów. Kolejki pod sklepami tej branży ustawiają się często o 3 rano. Panuje w nich nastrój rozdrażnienia, często padają niewybredne epitety pod adresem partii i rządu”. Trafnie zauważa Jerzy Holzer („Komunizm w Europie”, Bellona 2000), że „wszelkie próby reform wymagały politycznej woli szerszych kręgów aparatu władzy i przyzwolenia ludności, na którą przejściowo spadłyby dodatkowe ciężary. Brakowało jednego i drugiego. Aparat ani nie chciał ograniczenia biurokratycznego kierowania gospodarką, ani nie godził się na rozszerzenie swobód politycznych, co oznaczałoby zmniejszenie jego uprawnień”. W tej sytuacji niewielka stosunkowo podwyżka cen 1 lipca 1980 r. stała się impulsem dla fali strajków. W Rzeszowskiem i Lubelskiem, potem w Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie. Postulaty były głównie ekonomiczne i w istocie sprowadzały się do żądań podwyżek płac, które zrekompensowałyby inflację. Postulaty polityczne pojawią się nieco później, w miarę rozwoju wypadków, najpełniej w słynnych 21 punktach gdańskiego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Strajki lipcowe (nazywane oficjalnie „przerwami w pracy”, słowo strajk było jeszcze niedopuszczalne) zostały niedocenione przez kierownictwo polityczne PRL. Wydawało się, że wystarczy sypnąć nieco pieniędzmi, by zaspokoić żądania. Ale już zaczął działać syndrom domina. Andrzej Paczkowski („Pół wieku dziejów Polski”, PWN 1996) cytuje słowa (późniejszego I sekretarza KC) Stanisława Kani z 11 lipca 1980 r.: „Otarliśmy się o wielkie niebezpieczeństwo”. To była błędna ocena. „Niebezpieczeństwo” miało wkrótce przekroczyć próg. Publikowany dokument mówi o okolicznościach i atmosferze początków społecznej rewolty. Oto jeden z pierwszych strajkujących zakładów, ważnych na ówczesnej mapie gospodarczej. Jest to informacja wewnętrzna (drukujemy fragmenty) „do użytku służbowego”, podpisana przez dyrektora przedsiębiorstwa i sekretarza Komitetu Zakładowego PZPR.
Rozmowa z Rhedą Bekatem, redaktorem naczelnym niezależnego algierskiego dziennika „El Watan”
Jednym z symboli październikowego odprężenia w 1956 r. było wypuszczenie z izolacji kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ocieplenie w stosunkach z Kościołem nie trwało jednak długo. Niecałe dwa lata. Tyle bowiem czasu władze potrzebowały na rekonstrukcję istotnych elementów porządku zachwianego październikowym wstrząsem. Oznaką odzyskania przez system stabilności i sterowności były decyzje podjęte na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR 26 czerwca 1958 r. Postanowiono wówczas o rozpoczęciu „akcji antyklerykalnej”. Decyzje, które wtedy podjęto, zaważyły na całym obrazie epoki gomułkowskiej.
Artykuł prof. Feliksa Tycha (POLITYKA 21) o moskiewskiej wystawie memorabiliów hitlerowskich skłania do zastanowienia: co sprawia, że ciągle pragniemy poznawać nawet najmniejsze trybiki maszynerii zagłady Hitlera, że chcemy wiedzieć jak najwięcej o nim samym, o jego ludziach, po najdrobniejsze szczegóły. Otóż chcemy pojąć do końca jacy to ludzie, z jakich pobudek, w jakich okolicznościach, stali się istotnymi elementami sprawnie funkcjonującego systemu zbrodni.
Wrocław obchodzi w tym roku tysiąc lat swego istnienia, choć nikt już nie wiesza w mieście transparentów z napisem „Dziesięć wieków piastowskiego Wrocławia”. Prawo do świętowania z tej okazji oprócz Polaków mają jeszcze Niemcy, Austriacy i Czesi. Ci ostatni, gdyby się uparli, mogliby już obchodzić nawet tysiącsetną rocznicę czeskiego Wrocławia.
Pomysł założenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu powstał pod koniec 1939 r. we Wrocławiu. Zaproponował go inspektor tamtejszej policji bezpieczeństwa Arpad Wigand, uzasadniając miejsce lokalizacji obozu wzrastającym ruchem oporu na Śląsku i w Generalnej Guberni. Przewrotny los sprawił, że właśnie we Wrocławiu zamieszkał po wojnie pierwszy polski więzień Oświęcimia – Stanisław Ryniak. Tam zmuszany był przez kilka lat do budowania obozowych obiektów. Tutaj, po wyzwoleniu, skończył architekturę i odbudowywał Wrocław.
Polska historiografia powoli wybija się na normalność. Co nie znaczy wcale, aby zdjęto z niej jeden serwitut, jakim jest aktywny udział we wszelkiego rodzaju jubileuszach, rocznicach i obchodach. Przez wiele lat historia obrastała w tak zwane dyscypliny pomocnicze, obecnie natomiast jej samej grozi przekształcenie się w jedną z takich dyscyplin, a mianowicie w naukę pomocniczą obchodomanii czy – jak kto woli – jubileuszomanii.
„Mikołaj Mikołajewicz Mikołajczyk” – tak Cat-Mackiewicz zatytułował swoją broszurę wydaną w 1945 r. w Londynie; „kawaler jałtański” – takim przezwiskiem napiętnowała byłego premiera większość Polaków przebywających wówczas na Zachodzie. Ale gdy ów „renegat” zjawił się w kraju, wszędzie witały go entuzjastyczne tłumy, a okrzyk „Niech żyje Mikołajczyk!” pojawiał się podczas każdej nieomal przeciwrządowej manifestacji.