Gdy Qdi skończył 17 lat, dostał różne rzeczy, także pieniądze, ale najbardziej ucieszył się z metalowej literki M – jak Monument. Tą nazwą on i jego kumple określają klatkę bloku na osiedlu Górnym w Pile. Tu od prawie czterech lat zbiera się ich grupa – Monumentalna Klika. Nadaje sens ich życiu, wyznacza reguły oparte na przyjaźni, dopinguje do działania.
Kawa: 27 lat, zdrowy, łysy, pięści w kieszeniach, martensy na nogach – skin jaki jest, każdy widzi. Zapada mrok, Kawa sprawdza czas. Czeka na chrześcijańskich raperów. Jezu, co to będzie!
– Nie jestem krzesłem, więc nie będziesz na mnie siadał! Żeś na mnie najechał, teraz będziesz spadał! – krzyczy swojemu przeciwnikowi w twarz Diox, raper ze Starych Babic. Publiczność zagłusza następne dwa wersy chóralnym okrzykiem uznania. Jego szanse na wygranie bitwy właśnie gwałtownie wzrosły.
„Wideoteka”, debiutancki album płockiego zespołu hiphopowego Jeden Osiem L, podbija listy przebojów. Ale raperskie środowisko wiesza na nim psy, określając go terminem „hiphopolo”, który to epitet nawiązuje do wiadomego gatunku.
Młodzieżowe subkultury to dla dorosłych zazwyczaj dziwactwo i kłopot. Ale cyberpunk, psychobilli, hip-hop, a nawet wojskowa fala mogą być także źródłem pokaźnych zarobków.
Hip-hop był najpierw buntem, potem modą, dzisiaj jest przede wszystkim biznesem. Największe pieniądze zarabiają obecnie organizatorzy imprez, producenci odzieży i akcesoriów dla hiphopowców. Polscy raperzy, którzy zdobyli pozycję na rynku muzycznym, wyraźnie złagodnieli.
Amerykańska popkultura ma nowego idola: jest nim biały raper Eminem, który nie uznaje żadnych świętości, szydzi z polityków oraz homoseksualistów. Na ekrany naszych kin wchodzi właśnie film „8. mila”, w którym z powodzeniem gra główną rolę.
Wydarzeniem ostatniego festiwalu opolskiego był koncert hiphopowy przy placu Wolności. Kilka tysięcy młodych ludzi z różnych stron Polski zjechało, żeby posłuchać swojej muzyki, dotąd ignorowanej przez największe media. Tymczasem płyty wykonawców hiphopowych sprzedają się lepiej niż produkcje wielu naszych popartystów lansowanych nieustannie w radiu i telewizji. Hip-hopu można nie lubić, trudno jednak odmówić mu racji bytu tylko dlatego, że posługuje się wulgaryzmami, slangiem i przesadnie brutalnym opisem rzeczywistości.