Barbara Borowiecka wycofała pozew, który dwa lata temu złożyła do Sądu Okręgowego w Gdańsku. Od archidiecezji domagała się przeprosin i pół miliona złotych zadośćuczynienia, które zamierzała przeznaczyć na cele charytatywne.
Czy sąd podzieli zdanie prokuratora, czy „odchuligani” ten proces? Ograniczy się do litery prawa, czy spróbuje dotknąć meritum – pokusi się o ocenę postaci ks. Jankowskiego?
Młyny kościelne w końcu ruszyły. Kuria wyraźnie oświadczyła, że na polecenie z Watykanu abp Głódź powołuje komisję do zbadania zarzutów przeciw ks. Jankowskiemu.
Tego, co się nagromadziło wokół gdańskiej kurii, można było uniknąć, gdyby hierarchowie byli zdolni do uczciwej rozmowy z wiernymi – tymi zranionymi przez duchownych i tymi zatroskanymi o stan Kościoła. I wreszcie gdyby Watykan inaczej reagował na własne pomyłki kadrowe.
Autorzy drążą podwójność moralną ks. Jankowskiego, abyśmy mogli ją lepiej zrozumieć, ale nie usprawiedliwić.
Tu było potrzebne zdecydowane działanie. I gdańscy radni nie zawiedli. Tak jak znaczna część społeczeństwa mają dość zamiatania kościelnej pedofilii pod dywan.
Nigdy narodowy bohater z cokołu nie był – jak prałat Henryk Jankowski – oskarżany o pedofilię. A czy był także agentem Służby Bezpieczeństwa? Jakie fakty da się ustalić i kto miałby to zrobić?
Wszędzie, gdzie udało się przygotować rzetelne raporty dotyczące pedofilii duchownych, pracowały nad tym niezależne od Kościoła komisje. Taka planowana jest także u nas, jako inicjatywa społeczna.
Ten pomnik należało usunąć, ale legalnie. W świetle dnia. Nie na zasadach samosądu ocierającego się o happening.
Miał spoczywać w pokoju. Podlegać co najwyżej chłodnemu osądowi historii. A budzi dziś emocje gorętsze od tych, które wywoływał za życia.