Uroczystość pogrzebowa na cześć Helmuta Kohla była świętem idei europejskiej.
Były kanclerz zmarł w swoim domu w Ludwigshafen. Miał 87 lat.
Minęły czasy, kiedy najwyższe stanowiska zapewniały dożywotnią nietykalność. Nawet zachodni prezydenci i premierzy po ustąpieniu muszą liczyć się z procesami i więzieniem.
W odbudowie stosunków polsko-niemieckich bardzo ważne były chrześcijańskie zasady. Warto dziś do nich nawiązać.
Z okazji 25. rocznicy historycznej wizyty w Polsce kanclerza RFN Helmuta Kohla i pamiętnej mszy w Krzyżowej przypominamy rozmowę z Tadeuszem Mazowieckim sprzed pięciu lat.
Co może dziś zapewnić VIP-owi nowy rozgłos, poprawić wizerunek?
Przez długie lata wydawało mi się, że znam niemieckie obyczaje i niemiecki sposób myślenia. Była to jednak wiedza pozorna, bo oto okazało się, że Niemcy gotowi są wiele ryzykować, byle tylko zachować w swoich własnych oczach pozorną pozycję prymusów demokracji.
Helmut Kohl wrócił do Bundestagu, zasiadł w trzecim rzędzie, trochę posiedział i wyszedł. I na tym przedstawienie się skończyło. Na kilka dni przed jego 70 urodzinami (3 kwietnia) wokół „kanclerza zjednoczenia”, „drugiego Bimarcka”, wieloletniego przewodniczącego CDU jest chłodno i pusto. Zaś niemiecka chadecja, ciężko poturbowana przez aferę lewych kont, znajduje się w samym środku wewnętrznej rewolucji.
Panuje przekonanie, że Republika Federalna trzęsie się w posadach: najpierw sprawa Kohla, potem kryzys w CDU, a obecnie kryzys państwa. I tak, i nie. Na dobrą sprawę jesteśmy świadkami normalizacji Niemiec. Społeczeństwo lubujące się w demokracji feudalnej – wiernie dotychczas grupujące się wokół kanclerzy i premierów landów, niczym wokół cesarzy i książąt udzielnych – dziś ogłasza suwerenność. Uczestniczy w wielkiej ogólnospołecznej debacie na temat polityki i moralności, a media dobrze sprawują funkcję kontrolną. Czego chcieć więcej?
Skierowanie sprawy tajnych kont CDU do prokuratury jest dla Helmuta Kohla osobistym dramatem. Po szesnastu latach kanclerzowania już wchodził do historii jako postać pomnikowa, kanclerz zjednoczenia i wielki Europejczyk. W jednym szeregu z Konradem Adenauerem – autorem pojednania Niemiec z Francją, i Willym Brandtem – symbolizującym pojednanie z Polską. Tymczasem, niezależnie od tego, ile jeszcze doktoratów honorowych otrzyma były kanclerz, jego historyczny wizerunek będzie trochę pokancerowany.