Konflikt na Bliskim Wschodzie rozlewa się na inne kraje, ale i polaryzuje zachodnią opinię publiczną. Z jednej strony organizowane są wielotysięczne manifestacje poparcia dla Palestyny, z drugiej – rośnie antysemityzm w sieci i poza nią.
Tłum wściekłych manifestantów wdarł się w niedzielę na lotnisko w Dagestanie, poszukując żydowskich pasażerów z Izraela. Setki agresywnych osób wtargnęły na płytę lotniska i zaczęły szturmować wejścia do samolotów, międzynarodowy port został zamknięty, a policja starła się z islamistami.
W nocy z piątku na sobotę rozpoczęły się intensywne naloty Izraela na Strefę Gazy, trwa także operacja lądowa. „To nasza druga wojna o niepodległość” – mówił w sobotę premier Netanjahu. Tak Izrael odpowiada na atak Hamasu 7 października.
Wybuch nowej wojny na Bliskim Wschodzie angażuje zasoby wojskowe USA w czasie, gdy znajdują się w dołku i są też potrzebne na wschodniej flance NATO. Padają pytania, co będzie, gdy ktoś z tego skorzysta. Na przykład Chiny lub Rosja.
Ojciec zadzwonił i ostrzegł, żebym uważał, bo w kibucu są prawdopodobnie terroryści. To była ostatnia wiadomość od niego. Jego telefon namierzyliśmy w Gazie – opowiada Mati Danzig, syn porwanego Alexa Dancyga.
Temat Palestyńczyków wywołuje w Brukseli wielogodzinne bitwy o słowa. Polska pozostaje bierna w tych dyskusjach.
Hamas uderzył na Izrael w 50. rocznicę wybuchu wojny Jom Kipur w 1973 r. Tamten konflikt okazał się momentem zwrotnym w historii państwa żydowskiego.
Kampania w Gazie może potrwać miesiące, zapowiada Yoav Gallant, minister obrony Izraela.
Do bombardowanej Strefy Gazy dotarły pierwsze konwoje z pomocą humanitarną, ale następne stoją pod znakiem zapytania. Amerykanie naciskają na Izrael, żeby opóźnił operację lądową. Katastrofa się pogłębia.
Lądowa inwazja na Strefę Gazy da Izraelowi niewiele. Niemal na pewno skorzysta na tym Hamas. Najwięcej stracą Palestyńczycy.