Wielu przeciwników obecnej władzy deklaruje, że nie zamierza głosować na istniejącą opozycję, bo jest beznadziejna. Celują w tym tak zwani symetryści, ale ta moda się rozszerza. Żądają: dajcie nam nowego Macrona, porwijcie nas czymś, a jeśli nie, to niech dalej rządzi PiS.
Dopóki Platforma była słaba, wyśmiewano się z niej. Kiedy się wzmocniła w sondażach, jest atakowana ze wszystkich stron bardziej niż PiS. Zaczyna powracać atmosfera z 2015 r., w której Kaczyński dostał na tacy pełnię władzy.
Grzegorz Schetyna wyjaśnia w TOK FM, co miał na myśli, mówiąc, że problem uchodźców nie istnieje.
Przypomniały mi się wybory w 2005 roku, gdy PiS i PO szły pod szyldem PO-PiS, a różnice programowe polegały na nieco innym rozłożeniu akcentów.
Manifestujący maszerowali z placu Bankowego na plac Konstytucji. To odległość 2,5 kilometra. Według ustaleń stołecznego ratusza w „Marszu Wolności” wzięło udział 90 tys. ludzi. Komenda stołeczna policji podaje tymczasem, że maszerowało 12 tys.
Jeśli wniosek o wotum nieufności dla rządu miał ustabilizować pozycję Grzegorza Schetyny jako lidera opozycji, to piątkowa debata odniosła skutek. Ale jeśli miał go wykreować na lidera gotowego przejąć władzę, to efekt nie jest taki oczywisty.
Po raz pierwszy od zdobycia władzy PiS znalazł się wyraźnie w politycznej i wizerunkowej defensywie. Opozycja stanęła na wysokości zadania.
Mamy trzech premierów: pozorowanego, nadzorującego i aspirującego. Czy w najbliższym czasie zamienią się rolami?
Awantura o Tuska zmobilizowała przeciwników PiS – także tych dotąd niegłosujących – i zdemobilizowała nieżelazną część jego elektoratu.
W kwietniu Sejm odrzuci wniosek o wotum nieufności dla Beaty Szydło, a Grzegorz Schetyna nie zostanie premierem, co wiedzieliśmy nawet przed dzisiejszą konferencją PO, na której ten wniosek został przedstawiony.