Napisana i wyreżyserowana przez Neila Druckmanna „The Last of Us”, najważniejsza gra wideo 2013 r. i jedno z najwybitniejszych osiągnięć w historii interaktywnego medium, doczekała się gruntownej renowacji.
Dzięki retrospekcjom pozwalającym bliżej poznać przedstawione postacie przekonujemy się, że na pozór banalny motyw napadu i negocjacji to zaledwie wierzchołek góry lodowej i dzieje się tu więcej, niż widać na pierwszy rzut oka.
Chyba szykuje się nowy klasyk. Howgh.
Minimalistyczne, konturowe kadry w pastelowej tonacji dobrze służą narracji, bywając wartością samą w sobie.
Nawet osobliwe piękno dystopijnego miasta wyglądającego jak zapuszczone peryferie wymarłego Kioto mają urok, któremu trudno się oprzeć.
Gdyby to miała być praca zaliczeniowa na pierwszym roku studiów projektowania gier wideo, niezbędne byłoby podejście do egzaminu w kolejnym terminie.
Gra kosztuje mniej niż ciastko w kawiarni. Błędem byłoby ją przeoczyć.
Letni obóz w leśnej głuszy nad jeziorem, po zakończeniu turnusu wychowawcy zostają na jeszcze jedną noc, rozświetloną pełnią Księżyca.
Blizzard po latach znów zaprasza do świata „Diablo”, by tradycyjnie stawić czoło inwazji hord demonicznego zła.
Magiczny rok ’69 – czas lądowania na Księżycu i Lata Miłości – wydawał się początkiem nowej epoki.