Artyści wylansowali modę na wyspę Bali i greckie archipelagi. Dziś widać, że zbyt skutecznie.
Tym razem nie ma już wątpliwości. Rozwiązanie greckiego problemu potrwa wiele lat i będzie sporo kosztować – zarówno banki, jak i podatników.
Grecy protestują nie dlatego, że są leniwi i nie chce im się wprowadzać wymaganych przez Unię reform, tylko dlatego, że mają dość. Coraz wyższych cen i podatków, niższych pensji, klientelizmu, korupcji i niespełnionych obietnic kolejnych rządów.
Kryzys w strefie euro podmywa polityczny fundament Unii Europejskiej. Ustrój wspólnoty nie zdaje egzaminu, wyłaniają się nowe linie podziału, największe państwa zmieniają sojusze. Takiej wspólnocie będzie przewodniczyć Polska od 1 lipca.
Pogrążonej w kryzysie Grecji wkrótce może przybyć kolejny problem: turyści mogą zacząć omijać greckie plaże. Dla gospodarki byłby to prawdziwy cios, bo przemysł turystyczny w Grecji stanowi ok. 20 proc. PKB. Czego byłoby nam najbardziej żal, gdyby Grecja przestała być dla nas atrakcyjnym krajem na wakacje?
Do 3 lipca parlament w Atenach ma uchwalić pakiet oszczędności, który jest warunkiem uruchomienia kolejnej transzy z pierwszego pakietu pomocowego, a do połowy miesiąca Unia ma przygotować drugi pakiet.
Wotum zaufania dla nowego rządu starego premiera uratowało Grecję od kompletnego chaosu. Ale żadnych problemów nie rozwiązało.
Unia Europejska jest gotowa przyznać Grecji 120 mld euro dodatkowej pomocy, by uchronić ją przed bankructwem. Angela Merkel do końca stawiała opór i nalegała, by część kosztów nowego pakietu przerzucić na prywatnych wierzycieli Grecji, zmuszając ich do przedłużenia terminu wykupu posiadanych obligacji.
Jeśli wierzyć rynkom finansowym, Grecja już zbankrutowała. A spory europejskich polityków na pewno Atenom w tym trudnym momencie nie pomogą.
Widmo buntu krąży po Europie. Wrze w Hiszpanii, Grecji, Portugalii. Zbuntowani Hiszpanie nazwali się Ruchem Oburzonych.