Choć plan budowy upragnionej przez prezydenta USA zapory jest wciąż daleki od realizacji, setki tysięcy ludzi już ponoszą jego konsekwencje.
Demokraci mają rację, blokując wydanie 5,6 mld dol. na mur, gdy nielegalna imigracja do USA z południa stopniała w ostatniej dekadzie i granicę już znacznie uszczelniono. Kwotę taką można by przeznaczyć na sensowniejsze cele.
Ponad 500 imigrantów próbowało sforsować ogrodzenie przejścia granicznego w San Ysidro. Amerykańskie władze odpowiedziały gazem łzawiącym.
Setki mieszkańców południa USA odpowiedziało na wezwanie Donalda Trumpa, by bronić kraju przed napływem migrantów.
Prezydent zapowiada, że mocą dekretu uchyli prawo do obywatelstwa amerykańskiego z racji urodzenia w USA.
Naciski Trumpa, by nielegalnych odprawiać ciupasem do kraju pochodzenia, bez żadnej procedury sądowej, kłócą się z duchem konstytucji amerykańskiej i tradycjami Ameryki. Ważny elektorat republikanów – wielki biznes – wcale nie życzy sobie zamykania granic.
Mimo nowego dekretu prezydenta USA ponad 2 tys. dzieci imigrantów szybko nie wróci do swoich rodziców. A administracja Donalda Trumpa będzie kontynuować politykę „zero tolerancji”.
Koszt budowy prawdziwego muru przekroczyłby 20 mld dol. Kongres nigdy się nie zgodzi na taki wydatek.
Artur Domosławski spędził kilka tygodni w Hondurasie, Gwatemali, Meksyku. Na szlaku, którym tysiące dzieci próbuje samotnie dotrzeć do USA, żeby odnaleźć mamę, ojca – albo ich porzucić. Uciekają przed piekłem latynoamerykańskiej nędzy, okrucieństwem gangów i policji, a po drodze znajdują inne piekło. Okrutna dziecięca krucjata XXI w.
Samego dramatu dziecka wystarczyłoby na powieść: sześcioletni malec w przewróconej sztormem małej łodzi na morzu widzi śmierć matki i kilkunastu innych osób, dryfuje na dętce samochodowej wśród rekinów, wyłowiony trafia pod opiekę krewnych w USA, którzy występują przeciw jego rodzonemu ojcu na Kubie.