Nikła siła dyplomatyczna kraju, a przede wszystkim brak solidarności mści się dziś na polskich możliwościach pozyskania pomocy innych w rozwiązywaniu sztucznego kryzysu migracyjnego na naszej wschodniej granicy.
Jeśli Łukaszenka będzie zainteresowany zaostrzaniem, a my będziemy pasywni, to on będzie pisał scenariusze. Trzeba ten konflikt umiędzynarodowić, aby nacisk był nie tylko z Polski, ale całego cywilizowanego świata. Może wtedy dojdą do wniosku, że już wystarczy – mówi generał w stanie spoczynku Mieczysław Cieniuch, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w latach 2010–13, ambasador RP w Turcji w latach 2013–16.
Nadzwyczajne posiedzenie Sejmu w sprawie sytuacji na granicy polsko-białoruskiej nie przejdzie do historii. Mimo że sytuacja jest poważna, na Wiejską nie stawili się prezydent, minister spraw zagranicznych ani wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński.
Temat eskalacji wokół przejścia w Kuźnicy Białostockiej od razu pojawił się w zagranicznych mediach. Niczym refren powraca pytanie: dlaczego Polska chce ten kryzys rozwiązać sama?
Od poniedziałku po białoruskiej stronie granicy koczuje kilka tysięcy migrantów. Rząd PiS zmobilizował siły policji i wojska, które wspomagają straż graniczną. We wtorek na specjalnie zwołanym posiedzeniu Sejmu przedstawił informację o kryzysie.
Po białoruskiej stronie obozują już nie dziesiątki, a tysiące osób. Służby Łukaszenki przy ich pomocy eskalują atak, a polskie władze nadal chcą się bronić same. Powstaje wrażenie, że Warszawa zamiast jak najszybciej zażegnać kryzys, chce zmagać się z nim nie wiadomo jak długo, ale samodzielnie. Jeśli tak jest, to desperacja, nie strategia.
Unia Europejska skupia się teraz na przygotowaniu zaostrzenia sankcji wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki. Bruksela ponawia ofertę skierowania Fronteksu na polskie pogranicze.
Od rana w internecie pojawiały się nagrania, na których widać setki osób idących w stronę Polski od Białorusi. Straż Graniczna poinformowała wieczorem, że od wtorku (do odwołania) zawieszony będzie ruch na przejściu granicznym w Kuźnicy – zarówno osobowy, jak i towarowy.
Wezwano mnie w związku z wypowiedzią w TVN24 o tym, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej, ale szczerze powiedziawszy, przedstawionych mi zarzutów nie zrozumiałem. Poprosiłem o uzasadnienie na piśmie – powiedział „Polityce” Frasyniuk.
Jeśli przyjąć najgorszą z możliwych interpretacji, Polska mogła zostać poddana „testowi zielonych ludzików”. Zanim nastąpią kolejne, trzeba każdego metra wschodniej granicy pilnować w dzień i w nocy.